Quantcast
Channel: historia i ja
Viewing all 2227 articles
Browse latest View live

Wakacyjne zwiedzanie... (1) - zadeptywana heraldyka

$
0
0
Dawny kościół franciszkański, obecnie Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Toruniu. Wspaniała bryła, monumentalny, sięgający chmur gmach! Od zawsze jestem pełen podziwu dla Niego. Ja mały człowieczek (choć de facto 191 cm) wobec ogromu piętrzących się cegieł. Jak musiał czuć się człowiek średniowiecza? Nawet mi trudno to sobie wyobrazić. Oto objawiała się potęga Kościoła. Zachodzę w głowę, jak to się miało do nauk samego Chrystusa i pierwszych chrześcijan, którzy przypominali raczej łachmaniarzy, niż zdobnych w purpurę dostojników? W końcu franciszkanie też należeli do zakonów żebraczych.
Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny bardziej mnie fascynuje, niż masywny Janów. Podziwiam fasadę  św. Jakuba przy Nowym Rynku. Ale Wniebowzięcia ma to, co uwielbiam w gotyku (tak miłym mi stylu architektonicznym): jest mroczny, chłodny, tajemniczy. Lubię zatapiać się w takim gotyku! Stąd moja słabość np. do katedr w Poznaniu i Wrocławiu. Do nich zaproszę innym razem. Tym razem chciałbym pochylić się nad..."kościelną heraldyką"? Niefortunny zwrot? Nie zapominajmy, że to w tym kościele w XVII w. znalazła wieczny spoczynek potomkini Wazów i Jagiellonów, słynna Anna Wazówna (1568-1625). Skąd luteranka w katolickim kościele? Dlaczego nie na Wawelu?... To inna historia.





Uwielbiam   c z y t a ć   herby! Kocham heraldykę! Niewiele brakowało, a pisałbym pracę magisterską z nauk pomocniczych historii na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika - oczywiście w Toruniu. Polska heraldyka jest mi bardzo bliska. Gorzej jest z tą... po-niemiecką? Dlatego trudno mi ją poznawać. Fascynuje mnie jej barwa, grafika, ale musiałbym mieć pod ręką herbarz pruski lub śląski, aby ją rozumieć. Tak jest choćby u św. Elżbiety lub św. Magdaleny we Wrocławiu, ale i identycznie w Toruniu. Herby, na które trafiam są dla mnie tylko graficznym dodatkiem... Tych, które tu znajdziemy raczej nie odczytamy!


Płyty, których fotografie tu zamieszczam zadeptał czas! Chwilami tarcza jest jeszcze czytelna. Odnajdujemy zarys zwierzęcia, motywu roślinnego czy innego, który zapełniał kartusz. I nic więcej! I dla takich odkryć warto po raz kolejny zjechać do Torunia. Mi bydgoszczaninowi łatwiej, bo to blisko. Wiem. Ale starajcie się drepcząc po magicznych posadzkach takich ważnych w naszej historii i kulturze sakralnych miejsc zwracać uwagę... po czym chodzimy. Najczęściej, to co pod naszymi stopami okazuje się być... cmentarzem!


Uciekają nam szczegóły, które mamy dosłownie pod nogami! Nie bądźmy bezmyślnie truchtającym stadkiem, które po -entym zabytku jeszcze musi iść "do franciszkanów" lub innej katedry. Może  trzeba odłączyć się od stada lub kiedy ono zapycha kolejnego kebaba samemu wejść do mijanej lub lekceważonej świątyni każdego obrządku?



Tyle znajdziemy znaków zapytania. Wątpię, aby ktoś nam na nie odpowiedział?


Przeczytania... - (3) - Robin Dunbar "Pchły, plotki a ewolucja języka"

$
0
0
Zwolennik kreacjonizmu odrzuci nawet myśl sięgnięcia po  t a k ą  książkę. Bo, co widzi już na samejokładce? Szympans z książką w łapach? Tym bardziej warto sięgnąć po "Pchły, plotki a ewolucję języka" Robina Dunbara. Z informacji na ostatniej stronie okładki dowiemy sie o Autorze, że "...jest antropologiem i biologiem. Zajmuje się badaniami nad ewolucją umysłu i zachowania społeczności ludzkich i naczelnych". Nie ukrywam, że były chwile, kiedy zwątpienie dopadało moje czytanie. Tak, zmuszałem się do brnięcia przez tok myślenia brytyjskiego uczonego? I nie żałuję. Jeśli ktoś zostanie poruszony lekturą lub zrodzą się wątpliwości, to Intranet daje ogromne możliwości i można odnaleźć adres Pana Profesora i napisać do Oxfordu.
Nie chcę tego pisania potratować, jako recenzji i wypisania, co mi się podobało, a co nie. Nie szukałbym tez odpowiedzi na pytanie: czy to fajne? Zwykłem w takiej chwili odpowiadać: ciekawe... dobre... 257 stron na pewno pobudzi nasze myślenie, zmusi do zastanowienia sie, jak to jest - i to chyba najwspanialsze w takich czytaniach. "Czy to dobre na wakacje?" - westchnie ten i ów? Jeżeli, choć w minimalnym stopniu interesuje nas antropologia i nasze człowieczeństwo, to nie ma nad czym deliberować, tylko szukać.
R. Dunbar (Wikipedia)
Zaraz zamilknę, aby oddać pole samemu Autorowi (Professor, Evolutionary Anthropology; Director, Institute of Cognitive & Evolutionary Anthropology, University of Oxford, United Kingdom; Co-Director of the British Academy’s Centenary Research Project, Lucy to Language: The Archaeology of the Social Brain, a multidisciplinary project involving several universities, studying how the human brain evolved and the role language played. - jak to ujęto na stronie Gustavus Adolphus College). Niech Jego dzieło i Jego poglądy bronią się same. Trudno się nie domyślać, że piszący teraz na komputerze tych zdań kilka, raczej identyfikuje się z tymi poglądami.
Proszę na ten post (nie-recenzję) spojrzeć, jako na myśli znalezione ze świata nauki, w tym wypadku bliskiej memu sercu antropologii: 
  • ...rodowód czy drzewo genealogiczne rozciągające się wstecz do piątego pokolenia cofa nas do babki naszej babki, czyli tak daleko, jak którykolwiek żyjący członek grupy może sięgnąć pamięcią. Innymi słowy, tak daleko w przeszłość, jak ktokolwiek może zaświadczyć istnienie określonego pokrewieństwa: jedynie w kręgu osób wyznaczonym prze te związki można sprecyzować, kto jest kuzynem, a kto jedynie znajomym. 
  • Wydaje się, że małpy człekokształtne, a w każdym razie szympansy, potrafią rozróżnić pomiędzy wiedzą a ignorancją innych osobników, zaś małpy ogoniaste nie.
  • Choć szympansy (...) dawały sobie radę lepiej niż autystyczne osoby dorosłe, daleko im było do normalnych pięcio- i sześciolatków (posiadających teorie umysłu). 
  • Rozumienie własnych uczuć jest podstawą do zrozumienia uczuć innych.
  • Wszystkie religie świata przynoszą poczucie bezpieczeństwa i pociechę, wsparcie pomagające nam sprostać ciężkim wymogom codziennego życia.
  • W społeczeństwach tradycyjnych, w których powodzie, głód, drapieżne zwierzęta i równie drapieżni ludzie ciągle zagrażają życiu i spokojowi, odwołanie się do sił nadprzyrodzonych może oznaczać ocalenie zdrowia psychicznego, obronę przed szaleństwem.
  • Spektakularne sukcesy nauki biorą się nie (jak łudzą się niektórzy) z arbitralnych i rygorystycznego sprawdzania, czy zgadzają się one z tym, co dzieje się w rzeczywistym świecie.
  • Nauka i religia maja wspólne pochodzenie: wzięły się z nieśmiałych pytań o to, dlaczego świat jest taki, jakim go postrzegamy.
  • Język pozwala na przekazywanie myśli z wydajnością niemożliwą do osiągnięcia w inny sposób. 
  • Bez języka każda jednostka musi od nowa dokonać sama intelektualnego odpowiednika odkrycia koła.  
  • Bez języka każdy z nas żyje w swoim odrębnym świecie wewnętrznym. Mając język, możemy sie dzielić swoimi światami.
  • Los neandertalczyków cechuje przerażające podobieństwo do losu, który amerykańskim Indianom i australijskim Aborygenom zgotowali Europejczycy ,najeźdźcy opierający się na potężniejszym, bardziej rozprzestrzenionym zapleczu politycznym i militarnym.
  • ...nasze mózgi stały się superwielkie, ponieważ przeszliśmy na mięsożerność.
  • Potrzebowaliśmy większych mózgów, by podołać wymaganiom zwiększających się grup, ale w odpowiedzi na inne presje ekologiczne stawaliśmy się smuklejsi i niżsi.
  • Posługujemy się gestami bardzo skutecznie przy wydawaniu komend (kiwając palcem przy komendzie "chodź tu"), w  celu zwrócenia komuś na coś uwagi (wskazując), by podkreślić jakiś argument (machając palcem). Używamy gestów, wyrażając złość (grożenie pięścią) i rezygnację (dłonie złożone jak do modlitwy lub ręce podniesione do góry) czy sygnalizując przyjaźń (machanie, uścisk dłoni). Ale nigdy nie posługujemy się gestami po to, by wyrażać pojęcia abstrakcyjne, określać czas inny niż teraźniejszy czy robić plany na przyszłość.
  • Wszystko, począwszy od zbędnego wyrostka robaczkowego, a na słabym krzyżu kończąc, powinno nam przypominać, że ewolucja niekoniecznie zmierza do perfekcji, lecz raczej zadowala się się prowizorką, kompromisami, za pomocą których usiłuje osiągnąć najlepszy rezultat w obliczu sprzecznych celów.
  • Nasz umysł nie jest w lepszej formie niż nasze ciało.
  • Elektronika stwarza pozór, że tuzin osób siedzi koło siebie, ale brak nam maszynerii poznawczej, która pozwoliłaby na utrzymanie w pamięci więcej niż trzech z nich naraz.
  • W dużych klasach nauczanie sprowadzać się może do czystej łopatologii.

To tylko część z tego, co zakreśliłem w książce Robina Dunbara. Musiałbym tu zrobić istny wykład, a nie o to przecież chodzi na tym blogu. Zainteresowanych odsyłam tez na stronę Granice Nauki pl. - tam znajdziemy wywiad, jaki Łukasz Kwiatek przeprowadził z Autorem "Pcheł, plotek a ewolucji człowieka". Poruszono m. in. kwestię psychologii ewolucyjnej. Profesor powiedział na jej temat.:"Ewolucja kulturowa jest bez dwóch zdań bardzo ważna. Z drugiej strony jest błędem założenie, że wszystko związane z ludźmi musi być wyjaśnione w granicach ewolucji kulturowej, ma to długą historię w naukach społecznych. W rzeczywistości jednak część naszej opowieści – pisanej o człowieku przez naukę – sprowadza się do biologii i mózgu, psychologii, którą jesteśmy ograniczeni. Jednocześnie nie oznacza to, że jesteśmy biologicznie zdeterminowani, dlatego nie można krytykować na tej podstawie psychologii ewolucyjnej. Psychologia ewolucyjna obficie czerpie z biologii ewolucyjnej, a ta ostatnia mówi o decyzjach podejmowanych przez zwierzęta, a nie o genetycznym determinizmie. Częściowo te decyzje są determinowane przez dziedzictwo biologiczne, maszynerię naszego ciała. Jest prawdą, że umysł w jakimś ogranicza to, co możemy zrobić. Nie wszyscy jesteśmy Einsteinami, oto dowód".


PS: Nie czytałem jeszcze "Nowej historii ewolucji człowieka"Robina Dunbara. Na stronie internetowej "Polityki" znajdziemy recenzję Jacka Kowalczyka tej książki, w której czytamy m. in.: "Prof. Robin Dunbar prowadzi czytelnika przez historię ewolucji człowieka, swobodnie przemieszczając się przez miliony lat rozwoju naczelnych i korzystając przy tym ze zdobyczy różnorodnych nauk: archeologii, antropologii, neurobiologii, genetyki, socjologii, psychologii i lingwistyki". 

Gloria victis - część I - 30 lipca 1994 r. - pogrzeb generała Tadeusza "Bora" Komorowskiego

$
0
0
Tych zdjęć nigdy, nigdzie nie upubliczniałem. Miałem krótki film w mojej lustrzane "Ricoh", raptem 24 klatki. I z takim zapasem wybrałem się do Warszawy na obchody 50. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego? Wtedy było mi prościej i łatwiej - mieszkał tam mój Ojciec (1936-2006). Miałem pewne lokum na Chomiczówce. Niespodzianką było to, że w dniu przyjazdu do Stolicy, w sobotę 30 lipca 1994 r., już miałem być na Powązkach! Powód? Pogrzeb generała Tadeusza "Bora" Komorowskiego (1895-1966)! 

Symbole, symbole, symbole...
Warszawa już żyła podniosłą Rocznicą. Dla kogoś z zewnątrz, znaleźć się takiego czasu nad Wisłą, to wielkie przeżycie. Tym bardziej, że słyszałem: "...bądź 1 sierpnia o godzinie "W" na Powązkach". I byłem. Dzisiaj to raczej nie wykonalne. Jest Ciocia w Warszawie, ale... Nie chciałbym wykorzystywać gościnności Seniorki , tym bardziej, że ostatnio odwiedziłem Jej gościnny dom w 1991 r., kiedy usilnie prowadziłem kwerendy w Archiwum Głównym Akt Dawnych. Potem? Potem życie tak pobiegło, że się nie zdarzyło. Przepraszam. Ale wróćmy do 1994 r...

Oczekiwanie. Poczty sztandarowe. ONI.
Tych kilka dni, które miałem przed sobą, to wspomnienia na lata!... Nie przesadzam. Jeśli ktoś ma możliwość bycia TAM, to MUSI być 1 sierpnia AD 2014 na Powązkach o godzinie 17,00 ("W")!
Nie zapomnę nigdy wrażenia, jakie robił na mnie widok WETERANÓW: starsze, dystyngowane panie, panowie w sile wieku, a na ich piesiach miniaturki Virtuti Militari, Krzyży Walecznych, a na biało-czerwonych opaskach napisy:"WP", "BASZTA", "RÓG', "RADOSŁAW", "CHROBRY", "PARASOL"!... Teraz mam ciarki na ręku. Moi uczniowie, wiedzą, co to znaczy i że nie ma tu blagi.

Bohaterowi 63 dni...
Nie interesowali mnie oficjele polityczni! Wiem, mam kilku na swoich zdjęciach. Moja uwagę skupiali tylko ONI - POWSTAŃCY! Nasłuchiwałem z tłumu radosne powitania:"Zośka! ty nic się zmieniłaś!" - pewna pani do pewnej pani, której nie widziała pół wieku? Nie zapomnę oburzenia: "Widziałaś, co oni powiesili na garnizonowym? to przecież krzyż Jaruzelskiego!". Napisać, że drżała w tym głosie nuta obrzydzenia, to mało...  Kiedy stałem w tłumie i z niecierpliwością oczekiwałem podniosłej uroczystości koło mnie stanęło kila osób. Wśród nich panowie Adam i Tomasz Strzemboszowie. Jakaś pani nie kryła zaskoczenia, bo na cały głos wypaliła: "Adam, to gówniarz. On ma dopiero 64 lata!". Dyskretnie zerknąłem w tym kierunku - siwa głowa i sympatyczny uśmiech Pana Sędziego? Oj tak!...

Gloria victis!...
Właściwie powinienem teraz zamilknąć. Niech moich kilka zdjęć będzie całym do tego dnia komentarzem? Poczty sztandarowe, ONI - POWSTAŃCY oczekujący na powrót swego WODZA! Wreszcie nastał czas, że choć prochy "BORA" mogły powrócić. Jak bardzo w sercu tłukło się: a dookoła tylu niegodnych leży? Stalinowscy oprawcy, renegaci i sprzedawczyki, którzy oddali Rzeczpospolitą, o którą ONI walczyli przez 63 dni, obcej potencji?!...

Bp polowy S. L. Głódź
Urna z prochami generała Tadeusza "Bora" Komorowskiego
Celebrę sprawował ówczesny biskup polowy biskup Sławoj Leszek Głódź. W kondukcie m. in. ówczesny minister obrony narodowej Piotr Kołodziejczyk, Aleksander Małachowski, prof. Andrzej Ajnenkiel. Nie było lawety? Urnę z prochami niósł jeden z żołnierzy. Złożono ją później do pomnika-grobowca, który poświęcono pamięci wszystkim Komendantom Głównym  SZP-ZWZ-AK. 

ONI, a w tle minister obrony narodowej...
30 lipca 1994 r. był pierwszym, silnym przeżyciem tamtego rocznicowania. Czas zamyka drzwi przed kolejnymi WETERANAMI 1944 r. Nawet tu wspomniane osoby już nie żyją: w tym samym 2004 r. zmarli profesor Tomasz Strzembosz i były wicemarszałek Sejmu Aleksander Małachowski.

Więzień stalinowskich łagrów A. Małachowski i prof. A. Ajnenkiel

Wakacyjne zwiedzanie... (2) - Puck

$
0
0
To był krótki, nadmorski wypad nad Morze! 
Padło na PUCK. Tylekroć mijany, kiedy jechało się do Władysławowa, Jastarni na Hel. Tym razem konsekwentnie skręciłem do Pucka i ul. Wejherowską dotarłem niemal do centrum.
Pewnie, że ciekawość moją skupiła wieża i bryła gotyckiej fary pod wezwaniem  św. Piotra i Pawła. Ale tym razem zatrzymam się dłużej przy puckich... pomnikach. Bo mnie urzekły? Bo mnie zaskoczyły? Na pewno nie generał Józef Haller (1873-1960), dyć wiadomo, że tu 10 lutego 1920 r.ślubował Bałtykowi: "Zaślubiam cię na znak rzeczywistego i wieczystego naszego panowania". I cisnął pierścień w zmarznięty nurt...



Urocza "ławeczka" przy której zasiadł sam generał Mariusz Zaruski (1867-1941). Ten niepokorny syn podolskich Kresów wzrastał nieopodal słynnego Kamieńca Podolskiego, którego tak heroicznie bronił w 1672 r. m. in. starosta przemyski Jerzy Michał Wołodyjowski. Smutne, że z okolicznej tabliczki nie dowiemy się, że M. Zaruski (wychowankiem, którego był m. in. pan Michał Sumiński  wielu z nam znajomy z programu "Zwierzyniec") zmarł w sowiecki więzieniu w 1941 r.! Dziwne przemilczenie w tych czasach i zupełnie zbyteczna moja irytacja?...


Ma swoje upamiętnienie "król Kaszubów",Antoni Abraham (1869-1923). Przyznam się, że nie znam dorobku literackiego, ale chyba każdy słyszał pamiętne słowa, które padły z Jego ust na konferencji pokojowej po zakończeniu I wojny światowej w Wersalu:"Nie ma Kaszub bez Polonii, a bez Kaszub Polski". 


Jak można ominąć pomnik wystawiony m. in. bohaterskiemu obrońcy Pucka z 1656 r. kapitanowi Szczęsnemu Niewiarowskiemu? Tu mnie po prostu zamurowało z wrażenia.. Zupełnie epizod mi nieznany, choć autorzy inskrypcji na płycie przyrównują pucką obronę do tej, która była udziałem klasztoru na Jasnej Górze?... Dlaczego tylko On taki "pod Szweda podpadający"? Czy Sz. Niewiarowski był oficerem cudzoziemskiego autoramentu? Proszę o zabranie głosu przez bardziej kompetentną osobę, bo ja - nie wiem!... A, że Natalia MUZYCZUK bezbłędnie rozpoznała na moim Facebooku (po bucie!) ten właśnie pomnik, to Jej dedykuję ten pucki post.


Podróże kształcą! Podróże otwierają nam oczy na różne epizody. Puck, to niespełna 12 000 mieszkańców, jak widać potrafi dbać o swoją historię. W końcu odnalezienie tych pomników nie nastręczyło mi zbyt wiele kłopotów - jeden spacer. Jest i pomnik..."rodem z Westerplatte"? Takie było moje pierwsze skojarzenie? W kamieniu zaklęta historia Pucka. Taki trochę monumentalizm na siłę?

PS: Za pomnikiem tak godnie honorującym bohaterstwo z czasów potopu umieszczono wiele płyt upamiętniających ważne dla Pucka osiągnięcia polityczne, społeczne i sportowe - jak widać wszystko może cieszyć. Uczmy się od Pucka! Podobnie, historycznie (!) zauroczył mnie pod koniec XX w. Cieszyn.

Setna rocznica urodzin - "Fufu" - Louisa de Funèsa - 31 VII 1914 r.

$
0
0
"O Louisie mogę powiedzieć, że posiadał niewiarygodny dar improwizacji. Był wspaniałym w swych filmach, grając kłótliwego męża, niemiłego i nieuczciwego, lecz robiąc to z taką perfekcją, że czynił go rozbrajającym a nawet sympatycznym: na tym polegał geniusz jego komizmu" - tak pięknie nakreśliła sylwetkę swego "filmowego męża"Claude Gensac. Proszę wrócić do "Żandarm się żeni / Le gendarme se marie"i zobaczyć scenę, kiedy  Ludovic Cruchot dopada swą ofiarę: Josépha Lefrançois! Ukochana moja scena z wszystkich Żandarmów? co ja mówię - z wszystkich filmów "Fufu". Naskoczył na nią (i słusznie za nadmierną jazdę), ale potem dowiaduje się kogo zna... kim był śp. mąż i to spojrzenie komendanta Jérôme'a Gerber'a (w tej roli rewelacyjny Michel Galabru, który w 2012 r. skończył 90. lat i jest ostatnim żyjącym żandarmem) na portretde Gaulle...


Louis de Funès obchodziłby dziś   s e t n e  urodziny! C. Gensac dalej przyznała w swoich wspomnieniach:"Był tak bardzo ceniony być może również dlatego, że Francuzi odnajdywali się w pewnym stopniu w granych przez niego postaciach". Wychodzi na to, że tym postem tworzy mi się niejako tryptyk o Genialnym Komiku? Dwa powstały, kiedy 27 stycznia 2013 r. mijała XXX rocznica śmierci Aktora. Niestety, nie znalazłem żadnej nowej pozycji Mu poświęconej, jak posiadana już biografia pióra Stéphane'a Bonnotte'a "Louis de Funès / Louis de Funès : jusqu'au bout du rire".Tyle różnej miernoty na naszych półkach księgarskich, ale biografii tak ważnego Aktora nie uświadczymy?...
Ta książka jest mi drogowskazem. I jedyną okazją, aby zajrzeć za kulisy życia "Fufu". Uwielbiam "Przygody rabbiego Jakuba / Les aventures de Rabbi Jacob" - zastanawiam się czy Jego komizm nie otarł się o zarzuty... antysemickości? Jak środowisko francuskich Żydów odebrało tą porywającą i zaskakująca komedię? Biografa de Funèsa napisał: "Rola wydawała się podobać de Funèsowi, który oczyma duszy widział już, jak kręci sie wokół własnej osi porywczy, rozhukany, wybuchowy, by udowodnić, że nadal jest najlepszym w tym gatunku filmowym".Ta niewiara, ciągłe sprawdzanie siebie przebija przez całą książkę i życie. Louis de Funès, który bał się... dziennikarzy? wystąpień publicznych?... Tylko, że sukces okupił zawałem serca: "Od tej pory Louis będzie musiał oszczędzać siły i ostrożnie wydatkować energię. Od tego dnia nasz komik narzucił sobie codzienna sjestę i drakońską dietę". Umrze nie dożywszy 70-tki... - 27 stycznia 1983 r.

To tu!... Słynny posterunek w Saint-Tropez
Mylène Demongeot, która jako Hélèny Gurn wystąpiła w serii filmów o Fantomasie, tak oceniła wspólną pracę: "...potrafił być dziecinny, lecz również bardzo poważny i drobiazgowy; to jedyny mężczyzna, z którym miałam wypadek samochodowy, ponieważ jechał za wolno: ktoś nas stuknął od tyłu". 
Saint-Tropez - to tędy Cruchot jechał rowerem z różą w zębach
Wiele lat pracował na to, aby zaistnieć w kinie francuskim, jako Gwiazda. Miło mi czytać, że przełomem stał się rok mego urodzenia - 1 9 6 3 !"Był to rok - pisze  Bonnotte - w którym ruszyła seria popularnych filmów, które odniosą wielki sukces i wyniosą ulubionego komika Francuzów na szczyt popularności, gdzie pozostanie przez blisko dwadzieścia lat".  To wtedy m. in. na ekranach kin pojawił się doskonały "Koko / Pouic-Pouic", a później (1964 itd.):  "Napad na bank / Faites sauter la banque!", "Fantomas", "Żandarm z Saint-Tropez / Le Gendarme de St. Tropez", "Gamoń / Le corniaud" czy "Sławna restauracja / Le grand restaurant"- no i "Wielka włóczęga / La grande vadrouille".

Saint-Tropez  - tu też służył Cruchot...
Pierwszym filmem z  Louis de Funèsem,jaki widziałem w kinie ("Gryf" w Bydgoszczy bodaj w 1971 r. lub 1972 r.) był  "Zwariowany weekend / Le petit baigneur" (obecnie pokazywany pod bardziej oryginalnym tytułem"Mały pływak") - ostatnim "Panowie dbajcie o żony / La Zizanie".
Może dla wielu to będzie truizm, co znalazłem w cytowanej biografii, ale myślę dokładnie tak samo:

"Możecie wybrać się na poszukiwanie spadkobierców  
Louisa de Funèsa, lecz możecie być pewni, 
że nie znajdziecie nic, albo jedynie blade kopie aktora".

PS: W poście wykorzystałem zdjęcia autorstwa mego przyjaciela Sławka  Sobolewskiego, który miał okazję odwiedzić słynne  Saint-Tropezi sfotografował pamiętny gmach żandarmerii, w którym... Ale to już wszyscy doskonale wiemy, co się tam działo. Sławku dziękuję i za szybkie wysłanie, i za umożliwienie wykorzystania Twoich fotografii.

Gloria victis - część II - 70 rocznica godziny "W"... - 1 VIII 1944 r.

$
0
0
Dziś padnie wiele ważnych słów. Telewizje pokażą nam filmy i dokumentalne i fabularne - każdy przypomni sierpień 1944 r.,  kiedy "warszawskie dzieci poszły w bój" i choć "na tygrysy mieli  ViS-y" podjęli nierówną walkę. Że w Europie mylą powstanie w getcie (1943 r.) z powstaniem warszawskim (1944 r.)? Cud, że wiedzą, że w ogóle istniała i istnieje Warszawa! Nie ironizuję. Uliczna sonda, jaką przeprowadziła moja ukochana radiowa Trójka wykazała, że dla wielu młodych ludzi, pokolenia wychowywanego bez indoktrynacji bolszewickiej, data"1 sierpnia 1944 r." z niczym się nie kojarzył.
Smutne, okrutne, że są nad Wisłą ludzie, dla których rocznica wybuchu powstania nie utożsamia się z powagą chwili, oddaniem czci powstańcom - tylko polityczną nagonką, pyskówka nad grobami czy buczeniem rozwydrzeńców? Znowu dowiadujemy się kto jest "prawdziwym Polakiem", kto ma prawo wypowiadać się"w imieniu Narodu"? Wracają do mnie wtedy słowa margrabiego Wielopolskiego sprzed 150 laty, których w tak podniosłym dniu wolę nawet nie cytować. To o tym mówił prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, Bronisław Komorowski: "...zjawisko, o którym pan [Paweł Wroński - przyp. K.N.]mówi, jest, niestety, jakimś przekleństwem, jakąś pokusą zawłaszczania historii na rzecz jednego środowiska, jednej opcji politycznej. Używania historii jako maczugi w walce politycznej".Nie zapominajmy, że mówi to zarazem historyk. Może to i lepiej, że moje wspomnienia z Powązek zatrzymały się na 1994 r.? Widziałem wtedy jednego z tych pieniaczy, który przemykał między mogiłami, zakrywany torsami swoich przerastających o pół metra, gorylami... Nawet nie pomyślałem, aby go uwieczniać na fotografii.


Warto zastanowić się nad sensem wypowiedzi pana Prezydenta. Całość odnajdziemy na stronach dzisiejszej "Gazety Wyborczej". Wybrałem kilka zdań:
  • Historii nie da się napisać na nowo i nawet nie powinno się próbować.
  • Nasza historia to nie tylko historia zwycięstw, lecz także historia porażek. Porażek politycznych, militarnych, które trzeba przemyśleć i zrozumieć.
  • Mam wielka nadzieje, że w tym roku mimo wszystko Władysław Bartoszewski przyjdzie na Powązki.
  • Jeżeli się mówi o pamięci, o wydarzeniach rangi historycznej, ogólnonarodowej, to trzeba się zachowywać tak, by tej narodowej wspólnocie służyły.
  • ...z perspektywy 70 lat, które upłynęły od tych wydarzeń, warto pamiętać, że wolność i przyzwoitość potrafią się obronić - tak wtedy, jak dziś.
  • ...w czasach komunistycznych Stalin i komunistyczny świat zewnętrzny patrzyli na Polaków i Polskę jako na kraj, do którego lepiej nie wkraczać z własna armią. Bo nigdy nie wiadomo, jak się zachowają, skoro w Powstaniu Warszawskim szli z butelkami z benzyna na czołgi.
Pamiętamy o walce i o cierpieniu Warszawy! Dowodem tej pamięci są pomniki i tablice w całym mieście. W tych dniach jaśnieją morzem zniczy. Przyciągają wzrok barwnymi wiązkami kwiatów. Będziemy także pamiętali na odnowionym Cmentarzu Powstańców na Woli, największej chyba, wojennej nekropolii Europy, skrywającej szczątki ponad stu tysięcy ofiar– żołnierzy, ale przede wszystkim ludności cywilnej
Pamiętamy o walce i o cierpieniu Warszawy! Dowodem tej pamięci są pomniki i tablice w całym mieście. W tych dniach jaśnieją morzem zniczy. Przyciągają wzrok barwnymi wiązkami kwiatów. Będziemy także pamiętali na odnowionym Cmentarzu Powstańców na Woli, największej chyba, wojennej nekropolii Europy, skrywającej szczątki ponad stu tysięcy ofiar– żołnierzy, ale przede wszystkim ludności cywilnej
Pamiętamy o walce i o cierpieniu Warszawy! Dowodem tej pamięci są pomniki i tablice w całym mieście. W tych dniach jaśnieją morzem zniczy. Przyciągają wzrok barwnymi wiązkami kwiatów. Będziemy także pamiętali na odnowionym Cmentarzu Powstańców na Woli, największej chyba, wojennej nekropolii Europy, skrywającej szczątki ponad stu tysięcy ofiar– żołnierzy, ale przede wszystkim ludności cywilnej

Gloria victis - część III - spotkanie - Powązki 1 VIII 1994 r.

$
0
0
Rzecz przytrafiła się w miejscu i dniu wyjątkowym: 1 sierpnia 1994 r. w Warszawie na cmentarzu powązkowskim. Podniosłe uroczystości z okazji 50.  rocznicy wybuchu powstania warszawskiego. Spełniło się wtedy jedno z moich marzeń: byłem  na tym wyjątkowym cmentarzu dokładnie o  godzinie „W”! 
Sztandary, Bohaterowie 1944 r. Podziw dla tego pokolenia rósł z każdą chwilą. Oto przecież mijałem herosów Starówki, Czerniakowa, Powiśla! Atmosfera powagi, skupienia, wzruszenia. Miałem ze sobą wyjątkowego świadka: mego Syna. W 1994 r. liczył sobie dopiero 6. lat. Uwieczniłem Go na tle grobu legendarnego"Zośki"...
Dopiero, co uwieczniłem na kliszy fotograficznej mogiłę Krzysztofa Kamila Baczyńskiego,odchodziłem od tego miejsca. Nagle minąłem dwóch, starszych panów. Twarz jednego z nich zdawała się być bardzo znajoma. A mnie dręczyło przez kilka sekund:  k t o   t o  j e s t ?
Nagle wróciła mi... pamięć?! Przecież, to... Nie, nie ulegało wątpliwości: ostatni prezydent Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski!
Kucnąłem za pobliskim grobem i wykonałem dwa zdjęcie: Pan Prezydent wita się z jakąś kobietą i dzieckiem, a potem, jak stanął nad grobem Poety i oddał mu hołd. Bardzo żałuję, że mój japoński „Ricoh” nie uwiecznił spojrzenia „spode łba” Pana Prezydenta. To było krótkie, rzekłbym gromiące spojrzenie. Towarzyszący Panu Prezydentowi mężczyzna (na garniturze miniaturki odznaczeń!) machnął na mnie ręką, abym schował się za płytę, bo to on chce teraz robić zdjęcie. Na szczęście wytrzymałem to wszystko. Nie skapitulowałem, nie schowałem aparatu, nie odszedłem. Nacisnąłem migawkę aparatu. 
Ta krótka historia pojawiła się kilka lat temu na łamach "Albumu bydgoskiego", dodatku do "Gazety Pomorskiej". Jak wiemy życie dopisało smutny koniec życiowej drogi Ryszarda Kaczorowskiego - Prezydent zginął w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r.  Miejscem wiecznego spoczynku stała się Świątynia Opatrzności Bożej w Warszawie.

Prezydent R. Kaczorowski przy grobie K.K. Baczyńskiego - 1 VIII 1994 r.
Następnego dnia raz jeszcze moje drogi przecięły się z Panem Prezydentem. Pech chciał, że nie zabrałem ze sobą aparatu fotograficznego. Otóż po uroczystościach na placu Krasińskich wracałem Długą, aby dostać sie na plac Bankowy i tam wsiąść do autobusu na Chomiczówkę. Jakie było moje zdziwienie, kiedy dostrzegłem trzech idących, środkiem Długiej mężczyzn. Żadnej ochrony? Szli: biskup polowy biskup Sławoj Leszek Głód, minister obrony narodowej Piotr Kołodziejczyk i prezydent Ryszard Kaczorowski! A ja - bez aparatu?! Nie mogę sobie tego do dziś wybaczyć!...

Sto la temu - Oleandry - Kraków - Józef Piłsudski - 3 sierpnia 1914 r.

$
0
0
W cieniu 70.  rocznicy wybuchu powstania warszawskiego pozostaje ta, która podrywała pokolenie moich pradziadów, nadawała nową nadzieję... 100 lat temu Wielka Wojna stawała się faktem. Można dyskutować ilu z naszych przodków czekało, aż zadmie "złoty róg Wernyhory"? Historycy mają swój, chwilami bolesny, pogląd na autentyczne angażowanie się tzw. Narodu w ruch niepodległościowy. Nie powinno nikogo dziwić stwierdzenie, że jeszcze kilkadziesiąt lat, a żadnej niepodległości by nie było. Bo i dla kogo? Jeżeli sam, wielki Jarosław Iwaszkiewicz(1894-1980) przyznaje się w swoich wspomnieniach pt. "Książka moich wspomnień" : "Nie można powiedzieć, abym był podówczas zrusyfikowany, ale brak oporu ze strony rosyjskiego społeczeństwa wciągał mnie po trosze w tamtą kulturę, kosmopolityzm (...) oddziaływał niedostrzegalnie (...)". Dalej, mimo wpływów Mickiewicza i Krasińskiego, nie taił, że:"...ale to, co stanowi naprawdę nurt polskiej kultury, sama jej istota, pozostawało mi obce". Czyż to nie wstrząsające? Pamiętajmy kto to napisał, w jakim środowisku wzrastał. Mitologizacja przeszłości zawsze nam ją wykoślawia. Jeśli te słowa Wielkiego Pisarza będziemy mieli na pieczy łatwiej nam przyjdzie zrozumieć, to co napisał człowiek czynu - Józef Piłsudski:"Nie mając samodzielnego przygotowania do wypadków wojennych Polacy uczynili po wybuchu światowej katastrofy to, co czynili juz dobre półwiecze w życiu codziennym - poddali się się nakazom zaborców, wzmacniając w ten sposób siły każdego z nich". Członkowie moich rodzin, poddani Wilhelma II Mikołaja II, poszli bić się we wrogich sobie armiach...


Jerzy Kossak "Wymarsz Pierwszej Kompanii Kadrowej"
100 lat temu...
Jakie to smutne, że krzyk wolności związany z godziną "W" zagłuszą podniosłą rocznicę tego, co wydarzyło się 3 sierpnia 1914 r. - tak nierozerwalnie wiąże z imieniem Józefa Piłsudskiego i garstki szaleńców, którzy MU uwierzyli! Na krakowskich Oleandrach wygłosił jedno z najpiękniejszych swych przemówień! Powinniśmy je analizować, jak bracia Amerykanie mowę gettysburską i inne! Bo to taka skala:
"Odtąd nie ma ani Strzelców, ani Drużyniaków. Wszyscy, co tu jesteście zebrani, jesteś-cie żołnierzami polskimi. Znoszę wszelkie odznaki specjalnych grup. Jedynym waszym znakiem jest odtąd orzeł biały. Dopóki jednak nowy znaczek nie zostanie wam rozdany, rozkazuję, abyście zamienili ze sobą wasze dawne oznaki, jako symbol zupełnej zgody i braterstwa, jakie muszą wśród żołnierzy polskich panować. Niech Strzelcy przypną do czapek blachy  Drużyniaków, a oddadzą im swoje orzełki. Wkrótce może pójdziecie na pola bitew, gdzie, mam nadzieję, zniknie najlżejszy nawet cień różnicy między wami".
Uwielbiam, to co Piłsudski powiedział dalej. Uważam, że na wyróżnienie powinno zasłużyć zdanie, które zamyka tą przemowę. Nie pomylił się! Mimo, że nie będzie różowo, ba! nawet dramatycznie i tragicznie:
"Żołnierze!… Spotkał was ten zaszczyt niezmierny, że pierwsi pójdziecie do Królestwa i przestąpicie granicę rosyjskiego zaboru, jako czołowa kolumna wojska polskiego, idącego walczyć za oswobodzenie ojczyzny. Wszyscy jesteście równi wobec ofiar, jakie ponieść macie. Wszyscy jesteście żołnierzami. Nie naznaczam szarż, każę tylko doświadczeńszym wśród was pełnić funkcje dowódców. Szarże uzyskacie w bitwach. Każdy z was może zostać oficerem, jak również każdy oficer może znów zejść do szeregowców, czego oby nie było… Patrzę na was, jako na kadry, z których rozwinąć się ma przyszła armia polska, i pozdrawiam was, jako pierwszą kadrową kompanię".
Wśród uczestników tego bratania się Strzelców i Drużyniaków był Roman Starzyński (1890-1938), starszy brat Stefana (późniejszego słynnego prezydenta Warszawy w 1939 r.). W jego wspomnieniach "Cztery lata wojny w służbie komendanta. Przeżycia wojenne 1914-1918. Droga do wolnej Polski"czytamy:"Słowa te wywarły wrażenie nie tylko na kadrowcach, ale i na nas wszystkich pozostałych i na nielicznej garstce osób cywilnych. Słychać było płacz jakieś matki, a poza tym w zupełnej ciszy na znak pojednania dwóch organizacyj Komendant odpiął swój orzełek strzelecki z czapki i zamienił go z komendantem oddziału drużyniaków, ob. Bukackim (Stanisławem Burhardtem) na jego blachę drużyniacką". Oto stawała się dziejowa chwila - równe sto lat.

Jerzy Kossak "My Pierwsza Brygada"
 6 sierpnia 1914 r. Pierwsza Kadrowa ruszy do Królestwa Polskiego  (dla Rosjan był to tylko Привислинский край!), śpiewali ochoczo:

Raduje się serce, raduje się dusza,
Gdy pierwsza kadrowa na Moskala rusza

Stanisław Batowski "Wjazd Józefa Piłsudskiego do Kielc"

Nie wierzmy do końca w malarską wizję Stanisława Batowskiego (1866-1946). Gdyby tak faktycznie wszędzie witano żołnierzy Piłsudskiego (żadnych jeszcze wtedy legionistów, zresztą... tzw.  Legionów Piłsudskiego   n i g d y   nie było!), to czy zrodziła by się pieśń, w której zabrzmiały strofy:

Krzyczeli, żeśmy stumanieni,
Nie wierząc nam, że chcieć – to móc!
Laliśmy krew osamotnieni,
A z nami był nasz drogi Wódz!  

To chyba najbardziej okraszona goryczą wojenna pieśń. Tyle w niej smutku i pretensji do niedowiarków. Pamiętajmy, że polski chłop za pokonywanym 6 sierpnia 1914 r. kordonem mówił "nasi" o... carskich sotniach! Żołnierz siłą musiał brać furaż dla koni!...

PS:Pamiętną mowę J. Piłsudskiego z 3 sierpnia 1914 r. usłyszałem po raz pierwszy z... ekranu kina "Polonia" w Bydgoszczy (dziś nawet śladu po nim nie znajdziemy, bo wyburzono je i postawiano apartamentowiec!) latem 1981 r. Tak, oglądając film Bohdana Poręby "Polonia Restituta". To w nim po raz pierwszy Janusz Zakrzeński (1936-2010) wcielił się w rolę Piłsudskiego. Popełniono przy realizacji pamiętnej sceny jeden, zasadniczy błąd: w sierpniu 1914 r. Komendant miał... brodę (i nosił ją do 1916 r.).

Spotkanie z Pegazem - 33 - Krzysztof Kamil Baczyński "Wiersze wojenne"

$
0
0
Oczywiście, że to nie przypadkowy wybór. Gdyby chodziło o pieśń, to miałbym z wyborem kłopot. Zbyt wiele ich znam. Zbyt wiele wpisało się w tamte heroiczne, krwawe 63 dni warszawskiego powstania. Rok temu przypomniałem wiersz Włodzimierza Wysockiego / Владимирa Высоцкoгo"Powstanie warszawskie". Teraz ON - Krzysztof Kamil Baczyński, rocznik 1921, w chwili wybuchu walk w Warszawie miał 23. lata. Zginął 70. lat temu - 4 sierpnia 1944 r. w pałacu Blanka. Nieopatrzenie wyjrzał przez okno?... Niemiecki snajper nie dał mu szans! Z zimną krwią zabił największego poetę swego pokolenia.

"Wiersze wojenne"(do muzyki Zygmunta Koniecznego) wyśpiewała Ewa Demarczyk. Można tylko podziwiać (lub oburzać się?) tych śmiałków, którzy po  t a k i m   wykonaniu sięgają po ta pieśń. Słucham jej również teraz. Bo jest częścią mego myślenia o powstaniu.
Nie będę udowadniał, że K.K.B. napisał arcydzieło. Bo to każdy z nas wie. Smutne jest, co innego: tylko 7 % sondowanych Polaków odpowiadało bez wahania (!) z czym kojarzy mu się data: 1 sierpnia 1944 r. Jednak wracam do tych statystyk? W takich chwilach tylko podziękować temu mądrali, który wyrugował, jako autonomiczny przedmiot wychowanie muzyczne! Wymyślić, jakąś pokraczna hybrydę "sztukę"? Nobel!... Potem zdziwienie ogarnia ankieterów, że młodzież nie zna "Marszu Mokotowa", "Warszawskich dzieci", "Pałacyku Michla..."?... Chciałbym wierzyć, że "Wiersze wojenne" Baczyńskiego będą taką przepustką w świat poezji i pieśni powstania warszawskiego!

"Wiersze wojenne"

Niebo złote ci otworzę,
w którym ciszy biała nić
jak ogromny dźwięków orzech,
który pęknie, aby żyć
zielonymi listeczkami,
śpiewem jezior,
zmierzchu graniem,
aż ukaże jądro mleczne ptasi świst.

 

Jeno wyjmij mi z twych oczu
szkło bolesne - obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył.



Kto mi odda moje zapatrzenie
i ten cień, co za tobą odszedł?
Ach, te dni jak zwierzęta mrucząc,
jak rośliny są - coraz młodsze.



I niedługo już - tacy maleńcy,
na łupinie orzecha stojąc,
popłyniemy porom na opak
jak na przekór wodnym słojom.
i tak w wodę się chyląc na przemian
popłyniemy nieostrożnie w zapomnienie,
tylko płakać będą na ziemi
zostawione przez nas nasze cienie

 

Ziemię twardą ci przemienię
w mleczów miękkich płynny lot,
Wyprowadzę z rzeczy cienie,
które prężą się jak kot,
Futrem iskrząc zwiną wszystko
W barwy burz,
w serduszka listków,
w deszczu siwy splot.


Jeno wyjmij mi z twych oczu
szkło bolesne - obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył





Długą wijącą się wstęgą głos ciepły w powietrzu stygnie,
aż jego dosięgnie w zmroku i szept przy ustach usłyszy.
"Kochany" - szumi piosenka i głowę owija mu, dzwoni
jak włosów miękkich smuga, lilie z niej pachną tak mocno,
że on, pochylony nad śmiercią, zaciska palce na broni,
i wstaje i jeszcze czarny od pyłu bitwy - czuję,
że skrzypce grają w nim cicho, więc idzie ostrożnie powoli,
jakby po nici światła, przez morze szumiące zmroku
i coraz bliższa jest miękkość podobna do białych obłoków,
aż się dopełnia przestrzeń i czuje głos miękki
stojący w ciszy olbrzymiej na wyciągniecie ręki.
"Kochany" - szumi piosenka, więc wtedy obejmą ramiona


Las nocą rośnie. Otchłań otwiera
usta ogromne, chłonie i ssie.

 

Przeszli, przepadli; dym tylko dusi
i krzyk wysoki we mgle, we mgle.

 

Jeno wyjmij mi z twych oczu
szkło bolesne - obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył 


Fontanna "Potop" F. Lepckego w Bydgoszczy - zaproszenie 2

$
0
0
 "I stał się potop przez czterdzieści dni na ziemi: i wezbrały wody, i podniosły korab wysoko od ziemie.
 Bardzo bowiem były wylały, i wszystko napełniły na wierzchu ziemie (...)


A wody się zmocniły zbytnie nad ziemią: i okryły się wszystkie góry wysokie pod wszystkiem niebem.
Piętnaście łokci wyższa była woda nad górami, które była okryła.


I zgładzone jest wszelkie ciało, które się ruchało na ziemi, ptaków, zwierząt, bestyi, i wszystkich ziemopłazów, które się płazają po ziemi: wszyscy ludzie, 
I wszystko, w czem jest duch żywota, na ziemi pomarło. 


I opanowały wody ziemię sto i pięćdziesiąt dni.

 Lecz wody schodziły i opadały aż do dziesiątego miesiąca; dziesiątego bowiem miesiąca, pierwszego dnia miesiąca, okazały się wierzchy gór" .



PS: Cały prozatorski trud tego postu, to... cytaty z "Biblii" księdza Jakuba Wujka "Księga Rodzaju" (rozdział VII i VIII).

Spotkanie z Pegazem - 34 - Tadeusz Ostrowski "Kadrówka"

$
0
0
100 lat temu, 6 sierpnia 1914 r., historia Polski... drgnęła? "Nikt w Europie Polski nie chce" - przypomnijmy sobie te słowa wybitnego historyka  Michała Sokolnickiego (1880-1967). Takie były realia w sierpniu AD 1914. Otumanieni szli w nieznane!... Z wiarą, że poderwą Królestwo Kongresowe do czynu zbrojnego, Pierwsza Kompania Kadrowa przekroczyła granicę! Oto pierwsza polska formacja wojskowa od czasu upadku insurekcji 1863 r. dawała czynem dowód, że "jeszcze Polska nie zginęła". Tylko, że z ambon wielu kościołów i "cywilnych agitatorów" sypały się gromy"że to Niemcy idą!", "dzieci antychrysta!", "a na ich czele ten czerwony Piłsudski!".
Nie jestem oryginalny w doborze ilustracji? Wiem. Ale tu chodzi o moje... skojarzenie sprzed lat. To zdjęcie (powyżej) znam od klasy VII lub VIII szkoły podstawowej, bo w którymś z ówczesnych podręczników ONO właśnie było reprodukowane! I tylko ONO! Na Piłsudskiego, Hallera (-ów) czy Dowbor Muśnickiego nie mieliśmy szans! Nie zapominajmy, że wtedy wmawiano nam o... dobrodziejstwie rewolucji październikowej, która dała nam Polakom niepodległość?!...  

        
100 lat temu zaczęła się dla wielu droga, którą doszli do wolnej i niepodległej Rzeczypospolitej. Nie pomylił się 3 sierpnia Józef Piłsudski. Z nich naprawdę wyrosła kadra przyszłego wojska polskiego. Szlify oficerskie, generalskie lampasy, kolejna wojna światowa i kula w tył głowy w katyńskim dole... Ale wtedy, w 1914 r., była wiara i nadzieja! Niosła ich pieśń Tadeusza "Ostera"Ostrowskiego pt. "Kadrówka":
Raduje się serce, raduje się dusza,
Gdy pierwsza kadrowa na Moskala rusza.
Oj da, oj da dana, kompanio kochana,
Nie masz to jak pierwsza, nie!
Chociaż do Warszawy mamy długą drogę,
Ale przecież dojdziem, byleby iść w nogę.
Oj da, oj da dana...
Kiedy Moskal zdrajca drogę nam zastąpi,
To kul z manlichera nikt mu nie poskąpi.
Oj da, oj da dana...
A gdyby on jeszcze śmiał udawać zucha,
Każdy z nas bagnetem trafi mu do brzucha.
Oj da, oj da dana...
A gdy się szczęśliwie zakończy powstanie,
To pierwsza kadrowa gwardyją zostanie.
Oj da, oj da dana...
A wiec piersi naprzód, podniesiona głowa,
Bośmy przecie pierwsza kompania kadrowa
Oj da, oj da dana...

Przeczytania... (4) - Wiktor Suworow "Tatiana - tajna broń. Kronika Wielkiego Dziesięciolecia".

$
0
0
Odłożyłem, pożyczoną książkę Wiktora Suworowa "Tatiana - tajna broń. Kronika Wielkiego Dziesięciolecia". Znowu dałem się złapać na... edytorską sztuczkę, żeby nie rzec pułapkę? Marketing, to jednak siła? A ja po doświadczeniach z "Ostatnia defiladą. Czwartą częścią cyklu Lodołamacz"- raz jeszcze dałem oczadzić się? A może ja nie rozumiem intencji autorskich Wiktora Suworowa/Władymira Rezuna (Викторa Суворовa /Владимирa Богдановичa Резунa)? Mea culpa?... Oto kilka, wybranych uwag. Kąśliwych?... Chyba raczej podyktowanych niedosytem, a nie złośliwością.
Miałem okazję widzieć Autora obu książek. Tylko widzieć, choć kłębiący się tłum w poznańskim Empiku (rzecz miała miejsce 13 marca 2009 r.) nie tylko, że ściskał w dłoni różne wydania tegoż książek, ale w swej naiwności sądził, że uda się porozmawiać z Autorem tychże? Odebrano nam tą przyjemność. Zastrzeżono wręcz "żadnych pytań". Na osłodę zostało nam, oczekującym, tylko zdobycie autografów?  Z tego też  w i d z e n i a   są moje tu publikowane zdjęcia.

W. Suworow - Poznań - 13 III 2009 r.
Właściwie powinienem napisać epistołę.. odstraszającą od brania się do czytania. Kiedyś jedna ze znanych gazet ogólnokrajowych podpowiadając, jak to jest z filami w kinach stawiała oceny: "idziesz do kina na własną odpowiedzialność" lub "omijaj kino"(chyba niczego zbytnio nie przekręciłem?). Podobnie jest z książką Suworowa. Raptem skończona rok temu? Tak sugeruje zamieszczona data: 21 marca 2013 r.
Okładka i podtytuł sugerowała, że czeka mnie spotkanie z ważną dekadą w historii Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich / Союз Советских Социалистических Республик. Na s. 9 czytamy w ostatnim akapicie: "Wielkie Dziesięciolecie w jednej chwili stało się okresem woluntaryzmu, przy czym nie wymieniono woluntarysty z nazwiska. Na dwadzieścia lat Chruszczow i cały okres jego rządów usunięto z naszej historii". To fakt. wielu z nas pewnie pamięta taki oto fragment filmu dokumentalnego: Jurij Gagarin /Юрий Алексеевич Гагарин wysiada z samolotu i idzie po płycie lotniska. Idzie, idzie, idzie... Ale nie dowiadujemy się dokąd dochodzi. Bo na końcu tej drogi stał Nikita Chruszczow / Ники́та Серге́евич Хрущёв. Oto jeden ze znamiennych elementów usuwania z historii.

Próżno szukać na 326 stronach choć wzmianki o Gagarinie! Co ja tam piszę "Gagarin"! A "Łajka" / "Лайка"? A Aleksiej Leonow / Алексей Архипович Леонов? A Walentyna Tiereszkowa / Валентина Владимировна Терешкова, o której śpiewały nasze sympatyczne "Filipinki"? Owszem są atomowe wybuchy i buńczuczne deklaracje władz z Moskwy. Ktoś powie: "E! pisaciel! A nie ma w tytule jak byk Tatiana?". Jest! Ale, to wtedy niech bedzie podtytuł: jądrowy wyścig, a nie... Kronika Wielkiego Dziesięciolecia!...
To, że Suworow wraca kilkakrotnie do pamiętnego XX Zjazdu KPZR / XX съездy КПСС - prawilno! Chyba średnio wyrobionemu czytelnikowi i miłośnikowi historii nie trzeba przypominać,  że Chruszczow był takim samym bandytą, jak inni stalinowcy. Chwilami mam wrażenie (proszę mnie wyprowadzić z błędu), że bohaterem książki nie jest Nikita Siergiejewicz Ch., ale marszałek Związku Radzieckiego Gieorgij Żukow / Георгий Константинович Жуков. Chyba warto sięgnąć po to, co napisał Geoffrey Roberts – „Generał Stalina. Życie Gieorgija Żukowa”. Recenzje zachęcające. To, co pisze Suworow na pewno kontrowersyjne. I zachęcające do poznania tego, który zdobywał Berlin w 1945 r. "Gieorgiju Konstantinowiczu, dlaczego nie przejmujesz władzy?"- padło z ust samego marszałka Wasilija Czujkowa / Василийa Ивановичa Чуйковa?
Mamy też mini-wykłady z ekonomii ZSRR. Pomyśleć, że był taki przedmiot, kiedy pobierałem wyższe nauki. Mi tez próbowano wbić do głowy wyższość gospodarki socjalistycznej nad tą burżuazyjną, zachodnioeuropejską. Z chęcią spotkałbym się z tym panem (czy może towarzyszem0 doktorem. Kilka podejść, aby zdać ten stek bzdur. Jakież to mądre zdanie: "Socjalizm stanowi ogromne zagrożenie dla ludzkości oraz pułapkę, z której bardzo trudno jest się wydostać". Ciekawe, jakbyśmy je odbierali przed 4 VI 1989 r.?...
"...żaden stalinizm nie istniał. to, co robił Stalin, było jedynie najłagodniejszą z możliwych wersji leninizmu. Stalinizm to leninizm z ludzka twarzą"- pewnie dla piewców "dobrego Lenina", którego "dzieło wypaczył"okrutny Gruzin to jakieś wymysły? Rosja, to zupełnie inna bajka. Sam Suworow przyznał wcześniej w tym samym rozdziale: "Przywódcy nowej Rosji szybko doszli do siebie i drzwi archiwów znowu zostały szczelnie zamknięte. Ale nawet (...) jeden dokument [wystawiony 11 sierpnia 1918 r. - przyp. K. N.] wystarczy, żeby inaczej spojrzeć na dobrotliwość dziadka Lenina". I cytuje go w całości (s. 310). Ja tylko daję tu fragment, ostatnie zdanie, ale chyba oddaje ducha całości: "Zrobić wszystko tak, żeby na setki wiorst dookoła ludzie widzieli, drżeli ze strachu, wiedzieli, krzyczeli:  d u s i m y  i zdusimy krwiopijców kułaków". Ciekawe, jak podobne "odkrycia" odbierają nad rzeką Moskwą, Newą lub Obem?...

Nam Polakom zaimponuje zakończenie książki (czy o tym nie powinno być na początku? mam jakieś dziwne zachwianie chronologii?): "Polscy towarzysze wybrali [w październiku 1956 r. - przyp. K. N.] nowe władze PZPR, prosząc marszałka Rokossowskiego oraz innych towarzyszy o spakowanie walizek, opuszczenie Polski i nieudzielanie więcej bratniej pomocy".
Oberwało się... Churchillowi. Za co? Za Fulton: "Wiele wody upłynęło od tego czasu, ale wciąż są ludzie, którzy z uporem powtarzają: gdyby Churchill nie wygłosił tego przemówienia, nie byłoby zimnej wojny". Pewnie, że "zimna wojna" nie zaczęła się od 5 marca 1946 r. Tak, cofamy się w czasie, nawet do upadku Polski w 1939 r. Trzeba to oddać uczciwie: Suworow "po naszemu" ocenia, to co wydarzyło się po 23 sierpnia 1939 r. 
W swej naiwności sądziłem, że trafię choć na ślad konfliktu, jaki zawisł nad światem w chwili, kiedy Chruszczow lokował wyrzutnie rakietowe na Kubie. To nie "Wielkie Dziesięciolecie"?... Cud, że jest o tragedii "Noworosyjska" / "Новороссийскa". 29 X 1955 r. doszło do detonacji i niewytłumaczalnej tragedii: "...przybył dowódca Floty Czarnomorskiej wiceadmirał Parchomienko, który uchylił rozkaz wciągnięcia okrętu na płyciznę oraz zabronił ewakuować część załogi niebiorącą bezpośredniego udziału w akcji". Dalej jest okrutna statystyka: "Według różnych danych zginęło od 604 do 617 oficerów i marynarzy, w tym 58 osób z ekip ratunkowych  czterech sąsiednich krążowników". 
A, co z tytułową"Tatianą"? Na poligonie Tockoje nad rzeką Samarą 14 września 1954 r. o godzinie 9  minut 33 z pokładu Tu-4A, który pilotował major Wasyl Kutyrczew dopełnił marzenie dowództwa Armii Radzieckiej, w tym oczywiście marszałka Żukowa: dokonano eksplozji pierwszej sowieckiej bomby atomowej! Suworow bardzo szczegółowo opisuje skutki tego przełomowego wydarzenia w historii wojskowości. Oto Sowieci pokazali światu i swoim grażdanom jaka siłą dysponują. A, że nie liczono się z ludźmi? Norma! Jak można było ledwo 40 minut po straszliwej eksplozji wysłać w to miejsce żołnierzy? 
"Po wybuchu kobiety na drogach rzucały kamieniami i grudami ziemi do przejeżdżających kolumn wojskowych, obarczając żołnierzy winą za swoje nieszczęście". W wywiadzie, który udzielił W. Suworow, a zamieścił portal  wp.pl pt."Ćwiczenia z bombą atomową w ZSRR..." czytamy m. in. na temat losu okolicznej ludności: "Na terenie gęsto zaludnionym. W zasięgu 5 km od epicentrum eksplozji znajdowały się wsie Machówka, Orłowka, Iwanowka i Jełszanka. 6,6 tys. metrów od epicentrum stała szkoła podstawowa. We wszystkich tych miejscowościach były otwarte studnie. Mnóstwo trzody chlewnej, uprawy. Ludzie..". Kto za tą zbrodnię odpowiedział? A ktoś w ogóle za coś podobnego w ZSRR odpowiadał? Kpina! Oczywiście powinien Żukow!...
Czy warto w ogóle zajmować się tak skrojoną historią? Zawsze wychodzę z założenia, że gdzieś tam jest światełko w tunelu. Trudno się nie zgodzić z tym, co napisał Wiktor Suworow, a ja to odbieram nie tylko, jako pochwałę historii Z.S.R.R. czy Rosji, po prostu uniwersalna myśl:
"Nasza historia jest pasjonująca.
Ale są ludzie, którzy tę ciekawą historię opisują w demonstracyjnie nudny sposób. (...)
A ja uważam, że ludzie powinni znać swoją historię. Przynajmniej interesować się nią. Więc niech mi ktoś wytłumaczy, po co tak przerażającą, dziką, potworną, zaskakującą, olśniewającą, wyjątkową historię zmieniać w nudną, nijaką i nudną?
Dlatego opisujmy ją tak, żeby naród nie stracił zainteresowania swoją historią. Naszą historią".

PS: Wiem, żeby być usatysfakcjonowanym trzeba poszukać inne dzieło Wiktora Suworowa pt. "Matka diabła. Kulisy rządów Chruszczowa". Tylko po cookraszać tom "Tatiana..." stwierdzeniem "Kronika Wielkiego Dziesięciolecia?" i dawać sieriozne zdjęcie, o którym zresztą jest w onej kolejnej książce?... Dezinformacja czy edytorska manipulacja?...

Smakowanie Bydgoszczy... (8) - był dworzec...

$
0
0
Nie sądziłem, że moje zdjęcie z końca sierpnia 1980 r. nabierze takiej wartości... historycznej. I nie chodzi o to, że na klatce fotograficznej uchwyciłem strajk solidarnościowy z Wybrzeżem, ale że zrobiłem to pod Dworcem Głównym PKP w Bydgoszczy. Ruchliwa pętla, ale bez komunikacji! Wszystko stało w ówczesnej zajezdni W.P.K. przy ul. Toruńskiej. To, że otoczenie wokół tego gmachu przez kolejne dekady diametralnie się zmieniło, to może nie dziwić. Przez lata nie można było dotrzeć w to miejsce tramwajem, bo te tu "nie chodziły". Po prostu ul. Dworcowa została zamknięta dla transportu szynowego. Dopiero przerzucenie przez Brdę Mostu im. Władysława Jagiełły przywróciło pojawienie się tramwai!...

Dworzec Główny PKP - Bydgoszcz  - 1980 r.

Ale to zupełne nic! Rzadko korzystam z komunikacji kolejowej. Ostatni raz byłem w tym miejscu bodaj we wrześniu ubiegłego roku. Słyszałem, że... burzą dworzec, ale byłem przekonany, że komuś pomyliło się z innym słowem: "przebudową". Jak burzą dworzec? Nie mieściło się to w mej wyobraźni. No to wsiadłem na mój rower i pojechałem. Przy okazji sprawdziłem czy uda mi się bez kolizji dotrzeć w docelowe miejsce? I udało się! I oko przekonało się - dworca nie ma!

Dworzec Główny PKP - Bydgoszcz  - 1910 r. (?)
Takiego dworca. jak na prezentowanych, archiwalnych zdjęciach nie mogę pamiętać. Jakiś komunistyczny decydent postanowił "ociosać" gmach. Nadał mu... nowy wymiar? Mówiąc oględnie: zrobił z niego bezduszną "kostkę"! Jej bryła była kolejnym gwałtem na mieści dokonanym po 1945 r.! Nie zapominajmy, że tu, na tych peronach pisała się historia miasta! Ta bardziej brutalna i okrutna szczególnie w 1919 r. i 1939 r. 
Dworzec Główny PKP - Bydgoszcz  - 1915 r.
Teraz jest plac budowy! I wielka sensacja archeologiczno-historyczna! Jak donosiła "Gazeta Pomorska": "Wizyta w podziemiach dworca PKP Bydgoszcz Główna". Jedno zdanie sprawia, że robimy się czujni na... historię: "...podziemia dworca PKP w Bydgoszczy skrywają pomieszczenia pamiętające czasy I i II wojny światowej. Jest tam stary zabytkowy tunel, szpital z 2 windami, sprawna wentylatorownia także z napędem ręcznym, centrala telefoniczna, a nawet schron dla wojska". Link do strony podaję poniżej. 

Dworzec Główny PKP - Bydgoszcz  - okupacja hitlerowska
Pragnę w tym miejscu przypomnieć, że bydgoski Dworzec Główny PKP "zagrał" w kultowym komiksie o przygodach dzielnego kapitana MO Jana Żbika! Warto przywołać tu nazwisko grafika śp. Jerzego Wróblewskiego (1941-1991), jednego z najważniejszych twórców polskich komiksów i tego odcinka.

"Kryptonim walizka"
Jak nie konsumować   t a k i c h  smaków?! Sam jestem pod wrażeniem. Jakoś ta wiadomość uszła mej uwadze? Dziękuję Synkowi, że oświecił mnie tą wiedzą. Nie mieści się w głowie ile jeszcze tajemnic kryje ziemia, po której drepczemy, po której gonimy, gnamy...

...to samo miejsce, co w 1980 - Dworca brak?

PS: http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20140705/BYDGOSZCZ01/140709490

Mrok...

$
0
0
Książę-prymas  M. Poniatowski
- Kajetan! Kajetan! - w drzwiach stanął kamerdyner. Był to mężczyzna już nie pierwszej młodości.- Zamknij okiennice!
Kamerdyner bez słowa zbliżył się do okna. Ze zgrozą patrzył przed siebie. Płonąca łuna rozświetlała mrok. Gwar nie milkł. Wręcz przeciwnie - robiło się głośniej i groźniej. Powoli wysunął się w oknie. Huk wystrzału jednak przestraszył go.
- Strzelają? - usłyszał za sobą głos księcia. - Hołota! Przebrzydła hołota! Plugawi... jakobini... Mais c'est monstreux!(tłumaczenie pod tekstem)
Kamerdyner z całej siły docisnął okiennicę i zacisnął hak.
- Podejdź no tu... - powiedział miękko, ale stanowczo.

Kajetan zbliżył się.
- Ile lat służysz u mnie?
- Nie pamiętam księże prymasie. Chyba dwanaście... Może czternaście...
- Czternaście? Aaaa... Pamiętam. Akurat umarł biskup Młodziejowski. Powiadali, że był sprawcą śmierci prymasa!
- Ja tam nie wiem, ekscelencjo. Tak mówili... Ale jak to było naprawdę... - rozłożył ręce.
- Do tego był dziwkarz! - uderzył pięścią w stolik. Stojące na nim koło siebie kieliszki zabrzęczały. 
- Wasza ekscelencja... - zawahał się, ale szybko dodał: też masz syna...
Zrobił minę, jakby przestraszył się swej śmiałości, którą można by było wziąć za bezczelność?  Ale książę zdawał się być gdzieś daleko:
- Myślisz, że teraz przyszła kolej na... mnie?...
- Ja tam nic nie wiem...
Zapadła cisza. Byli w pokoju tylko oni dwaj: książę-pan i jego sługa. Skazani na siebie, jak dwaj rozbitkowie. Byli oblężeni! 
- Czy Pieczyński wrócił?
- Nie, panie. Nie ma żadnych wieści.
- Słyszysz?!
Obaj starali się wczepić w gwar, który dobiegał z ulicy.
- Strzelają jeszcze?
Bp. Ignacy J. Massalski
- Chyba tak ekscelencjo... Ale może na Moskala lub na wiwat.
- Na wiwat? - burknął prymas. - A co tu wiwatować?! Powiesili biskupa Massalskiego. Kawalera Orła Białego! Rozumiesz to?! Ogarniasz?!
Kajetan nic nie odpowiedział.
- Czy jakbym ukrył się... u... brata... 
- Wracamy na zamek? - w tym pytaniu było tyle niedowierzania.... 
- Na... Zamek?... Myślisz kochany, że udałoby się nam...
- Nie wiem - znowu rozłożył bezradnie ręce. - Zawsze można spróbować ekscelencjo.
- A jak... się nie uda... Wiesz, co o mnie na mieście śpiewają?!
- Wiem.
- To nie pchaj mnie w ich łapy!
- Przecież ekscelencja sam nadmieniłeś, że do brata...
Ale zamiast odpowiedzi kamerdyner usłyszał szloch. Po chwili to był płacz, jaki można by usłyszeć na cmentarzu, kiedy po "Salve Regina" pękały serca żałobnikom. Tylko, że przed nim siedział Książę Kościoła!
- Może posłać po synowca waszej ekscelencji... Książę...
- Nie! Nie! Tylko nie po niego! Pepi bywa... - przerwał. Wspomnienie bratanka, który odmawiał służby pod królem-stryjem, który przeszedł na stronę Targowicy wróciło kolejnym drżeniem mięśni na twarzy. - Pamiętasz, jak dwa lata temu... Nie, to nieobliczalny młokos. Nie pozwalam! Słyszysz?!
- Nie, nic nie słyszę.
- Właśnie! Zrobiło się cicho! Zbyt cicho!
Kamerdyner podszedł do okna.
- Nie, nie otwieraj! zobaczą cię... i wtedy... 
Ale Kajetan nie otworzył okiennic. Nasłuchiwał tylko. Czuł, jak pulsują mu żyły na czole. Najchętniej wsadziłby między szczeliny muszkiet i odpalił do tej gawiedzi, która gdzieś tam szwendała się po majdanie i ulicy. Stawałby w obronie takiego pana... Podobna zasługa chyba nie poszłaby w zapomnienie?...
- Kajetan!
- Tak, panie?
- Przynieś jeszcze kandelabr z biblioteki.
Kamerdyner wyszedł. Dopiero teraz książę-prymas wstał z fotela. Czuł, że ciężar, z którym się zmagał obciąża mu ramiona.  Niczego tak nie mógł być pewny, jak tego, że jutrzejszy dzień na pewno nadejdzie. wieści z tylu miast nadchodzące były jednym ciągiem okrucieństw, jakich dopuszczała się ta hołota... Usłyszał za sobą szmer.
- To ty Kajetan?
Ale nikt się nie odezwał. Odwrócił się. Ujrzał niewyraźna sylwetkę. Miała na sobie poszarpaną szatę i błękitna szarfę orderową, ale bez niego?... Peruka w nieładzie?...
Bp. Józef K. Kossakowski
- Kajetan? - zmrużył oczy.
- Nie. Nie poznajesz mnie? - głos zdawał się znajomy, ale przecież... - To ja, Józef Kazimierz...
- Kajetan?!
- Coś ty tego durnia się uczepił, panie bracie?! To ja, Józef Kazimierz! Słyszysz?!
- Mara?! Na Boga! Ty... Ty... nie żyjesz!... 
- "Jam Oyczyzny zdrayca podły - Jak kto żyie, tak umiera" - tak śpiewali . W Wilnie! O moim bracie! Pomnisz Szymona?
- Kajetan! Kajetan!...
- Ha! Ha! - roześmiał się niecodzienny gość. - Powiesili go na placu Ratuszowym! A wiesz, że kiedyś był konfederatom?Nazywali go "litewskim Pułaskim". A i to powiesili! W żółtym szlafroku! Plugawy Jasiński!...
- Kajetan!
- Kajetan! Kajetan! Co by na to powiedział wuj Michał lub August? Dla kanalii jeden los! Stos!...
- Nie! Nie!
- S t o s ! Ha! ha! ha! ha!
- Kajetan! Kajetan!
Kamerdyner wbiegł ze świecznikiem w dłoni. Zaskoczył go widok pana, który machał ramionami, jakby odpychał się od kogoś, bronił dostępu?
- Excellentissime! Co się dzieje?!
- Co?... Co?!... To ty? Kajetan?!
- Nikogo nie ma. Tylko ja! Panie... 
Podbiegł do niego. Książę drżał na całym ciele.
- Co się stało, ekscelencjo?!
- On tu był!
- Kto? Kiliński?!
- Ja... ki... Kiliński?! Kossakowski! Mara! Mara, qui fait dresser les chveux sur nos têtes!
- Panie, ale... Kossakowski nie żyje... Powiesili go wtedy... w maju...
- Był! Stał tu! O - tam! O!... O!...
Rozdygotane ręce wskazały za siebie.
- To niemożliwe, panie - postawił świecznik na stole. Zrobiło się zdecydowanie jaśniej.- On nie żyje!
- Stał tu - usta uparcie powtarzały to samo. Kajetan zerknął tylko we wskazywany cały czas kierunek. - O ooo... tam!
- Nikogo nie ma. A... Kossakowski nie żyje. Mogę przysiąc. Powisieli go przed świętą Anną!
- To z kim ja rozmawiałem?! - chwycił go za przegub ręki, mocno ścisnął. - Z kim? Myślisz, że... szaleję?! Czemu tak dziwnie na mnie patrzysz?! Nie jestem obłąkany! Nie! nie! nie!
Kamerdyner chciał wycofać się z gabinetu pryncypała, ale ten zatrzymał go ruchem ręki
A jeźli komu droga otwarta do nieba,
Tym, co służą ojczyznie, wątpić nie potrzeba,

- Tak? Nie rozumiem.
- Tu nie ma, co rozumieć - usłyszał odburknięcie, a potem ciąg dalszy strofy:
Że, co im zazdrość ujmie, Bóg nagradzać będzie,
A cnota kiedykolwiek miejsce swe osiędzie.

- To...
- Kochanowski głupcze! Kochanowski!
- Czy mam podać wina?
Ale nie usłyszał odpowiedzi. Książę podszedł do okna.
-Ale człowiek, który swe pospolitej rzeczy
Służby oddał, tej krzywdy nie ma mieć na pieczy;
Dosyć na tem kiedy praw, ani niesie wady;
Niechaj drugi boleje, niech się spuka jady. 

Podejdź tu. Popatrz.
Kajetan zbliżył się.
- Widzisz to samo, co ja?
- Rąbią drewno...
- Drewno? Nie? - tu położył palec n drżących i spieczonych ustach - To będzie...  s z a f o t !
- O czym panie mówisz? - Kajetan zmrużył oczy. Faktycznie na zewnątrz powstawało coś na wzór podestu? Dookoła panował rozgardiasz? Rąbanie siekierami stawało się coraz bardziej intensywne.
- Słyszysz?!
- Co panie?
- Ten... okrzyk! - ostatnie słowo wypowiedział człowiek śmiertelnie przerażony.
- Nie, nic nie... słyszę! Musiało się panu... ten gwar.
- Milcz durniu! Słuchaj! Mauvais signe!...
W gabinecie zapadł cisza. Kajetan spoglądał to w okno, to na szlachetne oblicze pryncypał. Ostatnie dni wżarły się tą twarz głębokimi bruzdami. Po chwili doszło i do niego powtarzanie frazy: "My krakowiacy mamy guz u pasa, powiesiem sobie króla i prymasa". 
- Czy ja... byłem takim złym Polakiem?
- Służyłeś Panie Rzeczypospolitej i Kościołowi...
- Infuła, wiesz, nie broni przed stryczkiem. Tylu innych...
Głęboko westchnął.
- Cnota (tak jest bogata) nie może wziąć szkody,
Ani się też ogląda na ludzkie nagrody;
Sama ona nagrodą i płacą jest sobie,
I krom nabytych przypraw świetna w swej ozdobie.

- Może trzeba było opuścić Warszawę, panie?
- Uciec, kiedy mój brat na zamku? Nie, to by była zdrada. A ten Kościuszko... niewdzięcznik! Tyle nam zawdzięcza! Familia wyhodowała na swym grzbiecie demona...
- Jasiński większy radykał, książę.
- Tak uważasz?
Zamyśli się. Usta same wypowiadały kolejne słowa pieśni Jana z Czarnolasu:
Nie może jej blasku znieść, ani pojźrzeć w oczy,
Boleje, że kto przed nią kiedy wyzszej skoczy;
A iż baczy po sobie, że się wspinać prózno,
Tego ludziom uwłóczy, w czem jest od nich rózno.
 
Herb Bończa
Z dołu dobiegł ich jakiś gwar. Kajetan  odwrócił się. Nasłuchiwali. Wyobraźnia malowała już obrazy, jakie zasłyszeli o sytuacji w zrewoltowanej Francji. Nie był to jednak tłum we frygijskich czapkach. Mężczyzna, który zjawił się w ogóle nie miał nakrycia głowy. Zmierzwiona peruka może dodawała mu zawadiackości, ale nie to było wtedy najważniejsze. Poznał w nim Michała Pieczyńskiego, zubożałego szlachcica herbu Bończa spod Środy, który wiernie stał u jego boku od lat. Zbliżył się do księcia. Ten nerwowo zapytał:
- Qu'y a-t-il de nouveau?
- Wasza książęca wysokość... twój kurier... wpadł w ręce insurgentów!
- Pas possible! - krzyknął i szybko dodał: O czym ty mówisz?!
- Miał listy... do... Prusaków! - każde słowo z jego ust raniły odbiorcę, jakby to były kolce cierniowej korony.
- Jestem zgubiony! - jęknął książę.
Pieczyński chwilę zawahał się, jakby obawiając się dalszej reakcji, ale widział w siebie wbitą oczekującą parę oczu. Dodał:
- Powiedli go do Kościuszki, panie!
- Taki hołysz... takie nic... takie zero... 
Wracała wielkopańska buta księcia Kościoła? Pieczyńscy w swoim województwie pewnie niewiele więcej znaczyli, co Kościuszkowie na Litwie. Tym bardziej uwaga rzucona przez gospodarza ubodła oficera. Miał tylko jedną radę:
- Trzeba wam uciekać panie.
- U... uciekać? Gdzie? Do kogo...
- Do Białegostoku, do księżnej Izabeli? - podsunął Kajetan.
- Jestem zgubiony! A ten tłum tam? - cień trwogi znów padł na twarz księcia.
- Już rozeszła się po stolicy wiadomość o listach do Prusaków - dopowiedział Pieczyński.
Książę drgnął.
- Co oni tam robią? - zapytał niepewnie i wskazał na okno.
- Nie wiem książę  - przyznał przybyły, ale wyraz twarzy zdradzał niepokój.
- Nie jesteś mój drogi szczery ze mną. Nie jesteś... 
- Ależ książę... kiedy... - był nieszczery. I on słyszał śpiewkę, którą niosła ulica. Nie miał złudzeń czego chciał tłum zdesperowanych obrońców stolicy. Nie po raz pierwszy klejnot "Ciołek"ściągał na siebie pogardę i gniew. Tylko, że tym razem...
- Powiem ci, jak klientowi domu mego - i zniżył głos niemal do szeptu, aby powiedzieć dwa słowa: powieszą mnie.
- Na Boga! Co książę mówi?! - Pieczyński obruszył się? Sam czuł nieszczerość swej reakcji. Wiele by dał, aby teraz być daleko stąd. Tylko, że majątek został po pruskiej stronie... Jak cała Wielkopolska: Kajetan podaj wina!...
- Tu by się nadał pułk gwardii. Powieszą mnie, jak Massalskiego... jak Kossakowskiego!... Myślisz, że będą włóczyć moje ciało, jak... jak Cromwella? 
- Nawet tak myśleć książę jest nie po bożemu! - stanowczo oświadczył Pieczyński. 
- Nie po bożemu powiadasz?... - książę zasępił się. - Ale że rąbią, to tego nie zaprzeczysz?
Nie dopowiedział.
- A widzisz! Milczysz? Jednak...
- Może trzeba na zamek...- niepewnie wtrącił raz jeszcze Kajetan i podał puchar z winem. 
Książę wziął trunek. Zamoczył usta.
- Byłeś kiedy kawalerze w Wołczynie?
- Nie, książę.
- W dobrach mego wuja... tam były piwnice. Mój ty Boże. Czy ja kiedy zobaczę jeszcze Wołczyn? Jak myślisz?
- Myślę wasza książęca mość - zaczął cedząc Pieczyński. - że sługa domu pana ma rację i należałoby ewakuować się do zamku. Tu robi się niebezpiecznie.
- Jak to oni śpiewają?- w tym głosie wkradała się odrywająca od rzeczywistości nuta rezygnacji? 
- Na ulicy?
- Nie, we Francji?
- Kto?
- Tłuszcza!
Kajetan spojrzał wymownie na Pieczyńskiego.
- Do broni, bracia dziś!
Zewrzyjcie szyki wraz!

- To... "Marsylianka"? - niepewnie przerwał Michał Pieczyński.

Ale zapytany nie odpowiedział. Deklamował dalej:
I marsz, i marsz!
By ziemię krwią
napoić, przyszedł czas!

- Panie! - Kajetan podbiegł do księcia.
Ale ten odepchnął go z taką siłą, że aż zachwiał się.
- Pieczyński! Ty jesteś natus, szlachcic?!
- Na rozkaz!
- Każ kulbaczyć konie!
- Chyba powóz gotować? - z niepokojem zapytał zagadnięty.
- Nie, nie. Konie! Konie!
- Panie! - Kajetan uchwycił poły szaty książęcej. Ukląkł przed nim. - Panie, co chcesz zrobić?!
- Pojedziemy... pojedziemy! - i klasnął w dłonie. - Pojedziemy!
- Dokąd, panie? Warszawa pod bronią! Gdzie mielibyśmy jechać?! Miasto...
- Do Wołczyna! Do mamy i taty! Do Wołczyna. Do dziadka Kazimierza! Wiesz, że moim przodkiem był Morsztyn?
Tyś na twarz suknem żałobnym nakryty,
Jam zawarł zmysły w okropnej ciemności,
Ty masz związane ręce, ja, wolności
Zbywszy, mam rozum łańcuchem powity.

Ty jednak milczysz, a mój język kwili...

On był moim... 
- Pradziadem panie, wiem. Ja nawet nie znam dziada swego - przyznał Kajetan.
- Pieczyński! Konie, konie! - książę krzyczał. 
Wybiegł z gabinetu. Kajetan ledwo podniósł się kolan.


PS: 220 lat temu, 12 sierpnia 1794 r. zmarł w Warszawie książę-prymas Michał Poniatowski. Wokół tego zgonu narosło wiele... niejasności? "Wolał truciznę, niż drabinę" - jak powtarzał gminny wierszyk? Nikt chyba nie zdoła jednoznacznie rozstrzygnąć, czy to serce pękło, czy naprawdę dostojnik Kościoła popełnił samobójstwo?

Cytaty francuskie:
Mais c'est monstreux! - Lecz to jest potworne!
Excellentissime (łac.) Jaśnie panie
...qui fait dresser les chveux sur nos têtes! - ...od której nam włosy staja dęba!
Qu'y a-t-il de nouveau? - Co nowego?
Pas possible! - Niemożliwe!
Mauvais signe! - To zły znak!
natus - dobrze urodzony

Przeczytania... (5) - Wiktor Suworow "Matka diabła. Kulisy rządów Chruszczowa"

$
0
0
Jestem usatysfakcjonowany! Zaspokojono mój głód wiedzy po ostatniej lekturze Wiktora Suworowa "Tatiana - tajna broń. Kronika Wielkiego Dziesięciolecia". Właściwie radziłbym czytać obie książki razem. Zaczynając jednak od "Matki diabła. Kulisy rządów Chruszczowa". Bo to naprawdę istny zbiór odpowiedzi i uzupełnień, po braku których cierpiałem poprzednio. Proszę nie zdziwić się, jeśli Autor powtarza się. Nie mógł w "Matce diabła..."odwoływać się do "Tatiany...", bo ta powstała dwa lata później.
Kolejne otwieranie mniej znanych stron polityki Z.S.R.R. po śmierci Stalina powinna wciągnąć. Mnie wciągnęło. Tu i "Łajka", i Gagarin, i Fidel - są! -  komplet! Rozczarowania raczej nie będzie. Jeśli kogoś nużą gospodarcze wtrącenia, to jak chce poznać prawdziwe korzenie upadku sowieckiego kolosa? Można by skracając rozwlekły wywód napisać, że Związek Radziecki był zdolny do wystrzeliwania rakiet w kosmos, ale nie potrafił zaopatrzyć swej ludności w żywność! I wokół rakiet, kosmosu, atomów "kręci się" zgrabnie ułożona opowieść Suworowa. Warto chyba apologetom tego ustroju wbić to zdanie Autora: "GOSPODARKA SOCJALISTYCZNA, CZYLI GOSPODARKA KIEROWANA PRZEZ PRZESTĘPCÓW I IDIOTÓW, NIE MOGŁA ZAPEWNIĆ DOBROBYTU". Pięknie powiedziane.
Widać niewiele jeszcze wiem z życia wodza rewolucji, czyli Włodzimierza Lenina /  Владимирa Ленинa, skoro zrobiło na mnie wrażenie zdanie ze strony 62: "Lenin miał u władzy swoich ludzi. Jednak po zamordowaniu Lenina Stalin...". Reszta poczynań Iosifa Wissarionowicza jest raczej znana. Po kilku latach nie ma w jego otoczeniu "pierwszych bolszewików"! To, że choroba wyniszczała organizm Lenina, to rzecz wiadoma, ale pada słowo "zamordowanie"?... 

W. Suworow - Poznań - 13 III 2009
Drugim faktem zaskoczył mnie zaledwie na kolejnej stronie: "W czasach Stalina i Chruszczowa 9 maja nie był świętem. Był to zwykły dzień roboczy. Żadnych defilad, uroczystości, przemówień i fajerwerków z okazji zwycięstwa nad Niemcami w II wojnie światowej. (...) Dopiero po obaleniu Chruszczowa nowy przywódca, towarzysz Breżniew, wymyślił i ufundował takie święto". День Побе́ды nie istniał? Праздник - jako dzień wolny dopiero od 1965 r.? 
Lot Jurija Gagarina miał ogromne znaczenie prestiżowe! Ubawić nas może błyskawiczny awans młodszego lejtnanta od raz na majora? Alboż tak nie czyni wspaniałomyślni monarchowie? O doniosłości wysłania człowieka w kosmos Suworow napisał m. in.: "Lot człowieka w kosmos będzie dowodem niepodważalnej potęgi rakietowej Związku Radzieckiego. Kiedy tylko człowiek poleci, Chruszczow zacznie straszyć Europę i Stany rakietami, żądać rozwiązania problemu Berlina". Wątek berliński jest szeroko omawiany. Głównie też w cieniu wydarzeń... kubańskich?
Miałem kiedyś w rodzinie człowieka, który podpierając sie lektura takich periodyków, jak "Kraj Rad" i "Przyjaźń", i starał się wmówić mi dlaczego w Z.S.R.R. jest kryzys. Ciekawe czy wyczytał tam, to, co Suworow podaje: "...działki przyzagrodowe obywateli stanowiły 2,5 procent użytków rolnych i dawały 51 procent produktów rolnych. Z tych nędznych skrawków ziemi pochodziło 62 procent produktów pochodzących z hodowli". Kiedy latem 1976 r. odwiedzałem nasze byłe, wilejskie strony, to krewni pokazywali nam m. in. ukryte zabudowanie (dawna chata mieszkalna), w którym nielegalnie hodowli świnię. Jak sąsiedzi nie donieśli do rejkomu? Pewnie sami robili to samo?...
"A słowoKubanasi rozszyfrowali na swój sposób: Komunizm u boku Ameryki"- zabawne wtrącenie do wątku kryzysu, który wpychał świat na krawędź atomowej wojny? Czy naprawdę istniało realne zagrożenie dla U.S.A. i jej sojuszników? Proszę wczytać się w dane, zasięg posiadanych rakiet, ich ilość, a obsługa, a lotnictwo - robi się bardzo ciekawie. Czy dotarło do nas nazwisko Olega Pieńkowskiego / Олегa Владимировичa Пеньковскoгo? Mi jakoś uszło uwadze. Albo nie czytałem tego, co trzeba. Sowieci sami podsuwający "zgniłym imperialistom" swoje plany strategiczne?... Choćby dla tego wątku trzeba koniecznie przeczytać książkę Suworowa. Córka wroga ludu później mogła studiować?...
"Automat Kałasznikowa jest narodową hańbą Rosji" - znajdziemy takie stwierdzenie u "Matki diabła...". Nawet w oglądanym dziś na pewnym komercyjnym kanale film "Zrodzona z wojny / Born of War"w reżyserii Vicky Jewson znaleźlibyśmy potwierdzenie, że to "najbardziej rozpowszechniona broń naszej planety".Że o tym wszyscy wiedzą? Ale proszę zwrócić uwagę na głupotę Sowietów, którzy na prawo i lewo, za zupełną darmochę, rozdawali swój"eksportowy towar". 100 000 000 egzemplarzy na całym świecie? 


Nie zapomnę euforii, jaka towarzyszyła pojawieniu się Michaiła Gorbaczowa / Михаилa Сергеевичa Горбачёвa. Uszami wylewało się. I przelewało. Trzeba było mieć wyjątkowo spreparowany bolszewią mózg, aby bezgranicznie wierzyć w ostatniego przywódcę Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Suworow nie pozostawia na nim suchej nitki! Miażdży  jego ekonomiczne posunięcia! Wręcz pada zdanie: "Gorbaczow ograbił swój naród z miliardów". O, co chodzi dokładnie? Proszę zerknąć na koniec "zasadniczej treści" książki. 
Możliwe, że po czasie spłowieje mi argumentacja Suworowa. Dopadnę godniejszej literatury i taka "Matka diabła..." będzie tylko banalnym epizodem czytelniczym - jest jednak cytat, którym zamknę to spotkanie:

"...HISTORYK I SZPIEG SĄ POKREWNYMI ZAWODAMI. ICH ZADANIE POLEGA NA TYM, ŻEBY DOSTAĆ SIĘ DO STRZEŻONYCH TAJEMNIC. A GDY NIE UDA SIĘ UZYSKAĆ DOSTĘPU DO DOKUMENTÓW, TO POZOSTAJE TYLKO ODGADNĄĆ TE TAJEMNICE, KTÓRE SĄ SCHOWANE W SEJFACH I SKARBCACH".

Napoleon - myśli znalezione (39)

$
0
0
Cesarz Francuzów rzadko wraca "na strony" mego blogu? Mea culpa!... A przecież, to druga po Marszałku postać historyczna, która mnie tak zajmuje. I to od... wczesnego dzieciństwa! Kiedy jeszcze bawiłem się plastikowymi żołnierzykami (ołowianych już nie posiadałem)! Miałem wielu ułanów, piechurów, ba! samego Cesarza w szarej kapocie i na siwym koniu. Moje wielkopolskie, rodzinne ścieżki przecinały się z tymi, którymi podążali generałowie epoki napoleońskiej - stąd moje wizyty m. in. w Targowej Górce i Winnej Górze czy Poznaniu. Nikogo chyba nie dziwi portret Cesarza w winiecie mego blogu? To przecież nie jest przypadek. A opowiadanie "Dux"?...
Nie myślę nawet dawać tu zarysu biografii Cesarza. Podejrzewam, że za rok temat Napoleona wróci i ja nie omieszkam napisać czegoś o Elbie, o "100 dniach"(zabawny lapsus słowny wyniknął na jednym ze sprawdzianów, kiedy podyktowałem pytanie "co wiesz o stu dniach Napoleona?"; skąd mogłem wiedzieć, że uczeń odczyta to tak: "co wiesz o studniach Napoleona?" i... napisał rozprawkę, jak żołnierze Cesarza kopali studnie!), Waterloo... Ale na to będzie czas 18 czerwca 2015 r.

Piotr Michałowski "Napoleon wydaje rozkazy"
15 sierpnia przypada 245. rocznica urodzin pewnego korsykańskiego chłopca, który wywrócił dzieje Europy do góry nogami. W Ajaccio urodził się ON - Napoleone Buonaparte! 1769 r. nie zapowiadał niczego wielkiego? Ciekawe, kto pokoleniu Polaków "dawał by przykład, jak zwyciężać mają"?... Niech się gimnastykują umysłowo zwolennicy "historii alternatywnej" i budują teorie na temat "a jakby pani Letycja urodziła dziewczynkę?". 
Zagadka "dla dociekliwych": która myśl Cesarza, to jedno z moich mott życiowych i zawodowych?
  • Oba­wiać się trze­ba nie tych, co mają in­ne zda­nie, lecz tych, co mają in­ne zda­nie, lecz są zbyt tchórzli­wi, by je wypowiedzieć.
  • Piękna ko­bieta po­doba się oczom, dob­ra ko­bieta - ser­cu.
  • Kiedy ludzie przes­tają narze­kać, przes­tają myśleć. 
  • Ka­pitu­lac­ja to próba oca­lenia wszys­tkiego, oprócz honoru.
  • Umysł ludzki ma szczególny po­ciąg do przesady. 
  • Sa­mo zwy­cięstwo nic nie znaczy, trze­ba umieć je wykorzystać. 
  • Ludzie ge­nial­ni są jak me­teory. Ich przez­nacze­niem jest, by spa­lając się, przy­dali blas­ku epo­ce, w której żyją. 
  • Je­dyne zwy­cięstwo wo­bec miłości to ucieczka. 
  • Kto umie schle­biać, umie również rzu­cać potwarz. 
  • Człowiek nie ma przy­jaciół. Przy­jaciół ma tyl­ko powodzenie. 
  • Wład­ca, który nie królu­je w ser­cu swych ludów, jest niczym. 
  • Ustępo­wać w pew­nych spra­wach jest często naj­lep­szą polityką. 
  • Cóż to jest tron? Ka­wałek drew­na pok­ry­ty aksamitem.
  • Bóg stoi po stro­nie liczniej­szych batalionów.
  • Nie po­win­niśmy odejść z tej ziemi nie zos­ta­wiając śladów, które po­lecać będą naszą pa­mięć potomności. 
  • Po­litykę wszys­tkich mo­car­stw ok­reśla ich położenie geograficzne. 
  • Siła mo­ral­na bar­dziej niż liczba de­cydu­je o zwycięstwie.
  • Słabość władzy naj­wyższej jest naj­gor­szym nie­szczęściem ludów.
  • Żeby pro­wadzić wojnę pot­rze­ba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy. 
  • Po­tom­ność po­win­na sądzić ludzi i rządy tyl­ko w świet­le ich czasów i oko­liczności, w ja­kich przyszło im działać.
  • Up­ra­wiać zawód, które­go się nic zna, to rzecz naj­bar­dziej niemoralna. 
  • Nig­dy nie wierz szpiegom, są oni źródłem większych kłopotów niż korzyści.
  • Miłość ludzi nie pod­da­je się władzy bagnetów. 
  • Stu­diowa­nie his­to­rii nau­czyło mnie, że elek­cja głowy państwa lub ra­dy rządzącej niesie w so­bie zaród upad­ku lub zgoła niewo­li dla ludów.
  • Rządy dot­rzy­mują słowa tyl­ko wte­dy, gdy są do te­go zmuszo­ne lub gdy jest to dla nich korzystne.

Spotkanie z Pegazem - 35 - Tadeusz & Zdzisław... - Tadeusz Gajcy "Żegnając się z matką"

$
0
0
Nie nam stawiać rachunki przeszłości. Kiedy 1 sierpnia 1944 r. nadeszła godzina "W"w szeregach walczących znaleźli się również  p o e c i !  Jednego dnia, 16 sierpnia 1944 r., w jednym miejscu, zginęło ich dwóch: (po lewej)Tadeusz Gajcy i Zdzisław Stroiński. Mieli po 22 i 23 lata.
Życie było przed nimi? A może piekło ubeckich mordowni? Tego się nigdy nie dowiemy. Na ile rozwinęłyby się ich talenty?... A może zamilkliby z ostatnim oddanym strzałem? To już pozostanie li tylko w strefie domysłów i gdybania... 
To Stroiński tak m. in. pisał w wierszu "O śmierci":


Śmierć niewyraźna - o tam - mieni się w oczach, rozciąga 
i kurczy. Jako chmura ciemności toczy się po niebie 
spłaszczonym i niskim - potem uwysmuklona nagle
romantyczna heroina jest tą, która wdeptuje oczy 
końcami swych błyszczących francuskich obcasów.
 
A gdy potok ironii unosi ludzi - drewniane kukły o 
wyprężonych drętwo rękach i nogach
                                                                      (...)
Zwykłem mówić o powstaniu styczniowym, że to wielki, narodowy  n e k r o l o g ! Czy inaczej jest z insurekcją AD 1944? Życie tego pokolenia miało dopełniać się na powstańczych barykadach! Wraca w takich chwilach C. K. Norwid i strofy, które wypowiada Maciek Chełmicki w "Popiele i diamencie" A. Wajdy wg. Jerzego Andrzejewskiego:


Coraz to z ciebie jako z drzazgi smolnej
Wokoło lecą szmaty zapalone
Gorejąc nie wiesz czy stawasz się wolny
Czy to co twoje ma być zatracone
Czy popiół tylko zostanie i zamęt
Co idzie w przepaść z burzą.
Czy zostanie
Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament...

Trudno z twórczości Gajcego wybrać jeden wiersz. W powstanie warszawskie wpisano tyle tragedii, krwi, bohaterstwa! Ale czy widzimy ostatnie pożegnanie z  M A T K Ą ? Które to pokolenie matek żegnało synów idących w bój? Ile bólu i goryczy wycisnęły w ich sercach tamte, powstańcze dni? Dlatego wybrałem wiersz "Żegnając się z matką". IM powinno stawiać się pomniki, a nie tylko herosom, którzy prężą spiżowe mięśni, a w dłoni ściskają granaty lub automaty!...

Jak do Ciebie będę pisał
pochylony nad sobą w żalu.
Serce chłodne świeci jak kryształ
i choć wczoraj się z Tobą rozstałem,
jak Ci słowo do dłoni podam
badający uparcie ciemność,
skoro mówisz: lekka jest młodość
chociaż ognia bukiet nad ziemią,
skoro mówisz: ciałem człowieczym,
trzeba schodzić nisko, najniżej,
bo radosna w locie tym wieczność
jest kołyską zrodzoną na krzyżu.
Jak Ci sercem odpowiem jak źródłem
wykuty głosem śpiewnym,
kiedy tłum przerażonych jaskółek
niosę po ręce lewej,
jak mych ust niewyczutych graniem
mam zawołać bohaterski i bliski,
gdy po mej ręce prawej
drży ojczyzny pogięta kołyska
i piosenka wieczorna leży
jak owocu zniszczone grono,
dalej niebo, dom mój i księżyc
opuszczony jak Ty i młodość.

T. Gajcy i Z. Stroiński - 1944 r.

Wakacyjne zwiedzenia... (3) - Kołobrzeg - pomnikowo...

$
0
0
Różne skojarzenia historyczne i osobiste. Najstarsze historyczne, to 1000 r., kiedy ustanowiono biskupstwokołobrzeskie! Tak, pamiętny zjazd w Gnieźnie! Później walki za Krzywoustego! Prawie nieznane są z podręczników szkolnych epizody z walk z czasów Fryderyka II, czy jak to wojska francuskie Napoleona I dobywały Festung Kolbergw 1807 r.  Miłośnikom historii wojskowości na pewno nie jest obce nazwisko feldmarszałka Augusta Wilhelma von Gneisenau, a to on właśnie wówczas w randze majora bronił wtedy miasta! Dziś coraz ciszej pada data 18 marca 1945 r., kiedy I Armia Wojska Polskiego zdobyła ówczesny Kolberg!... Miejmy nadzieję, że 70-lecie tej rocznicy obudzi zainteresowanie walk na Pomorzu Zachodnim pod koniec II wojny światowej. Starszemu pokoleniu Kołobrzeg na zawsze będzie kojarzył się z... Festiwalem Piosenki Żołnierskiej.



Zapraszam na spacer od pomnika do pomnika? Pewnie, że nie wszystkich! Te, które sam "spotkałem". Zaczynamy pod "Marine Hotel"u zbiegu ulicy Wschodniej i Sułkowskiego. Nie miałem kogo zapytać: skąd ta "duńska syrenka"? "dlaczego nagość opala się przed hotelem"? Może odpowiedź znajdę dzięki blogowi?...I dlaczego syrena ma zaraz machnąć... piłką, a nie mieczem?


Ślady po... Bolesławie III Krzywoustym znajdziemy nie tylko na potężnej bryle betonowego kolosa "Pomnika Zaślubin Polski z Morzem" wg. projektu Wiktora Tołkina (1922-2013). Stoją stalowi rycerze? Bać się ich czy podziwiać? Do teraz nie wiem. Na pewno są intrygujący, to fakt.


Rok 1945 jest wpisany w inne pomniki. Na swoim "szlaku" znalazłem dwa? Te dziwadła nie porywają ekspresją. Stoją i nie wiedzieć czemu upamiętniają m. in. 18 marca 1945 r.? Chyba z takim wyrazem twarzy można było iść na piwo, a nie zdobywać Festung Kolberg!  A może to ja tylko się czepiam?... Mnie te trzy smutasy do niczego nie przekonały!...  

Na pewno uwagę zwiedzających skupi "Pomnik Sanitariuszki"wg. Adolfa Cogiela. Okazuje się, że spiżowa postać ma swój pierwowzór w historii walk o Kołobrzeg! Była nią Wołynianka, sanitariuszka szeregowiec Ewelina Nowak (1925-1945) - jej twarz odwzorowano z zachowanej fotografii. 


W kołobrzeskim porcie stoi pomnik komandora Stanisława Mieszkowskiego (1903-1952). Przypomina cichego bohatera, który padł ofiarą stalinowskiego wymiaru sprawiedliwości. Polscy bandyci w togach skazali bohatera kampanii polskiej 1939 r. (w tym heroicznej obrony Helu) skazali go na kare śmierci i wyrok wykonano! Bolesław Bierut rzadko korzystał w takich chwilach z "prawa łaski". Ostatnio zidentyfikowano szczątki Komandora w jednym z masowych grobów. Dla ludzi tej miary, co Mieszkowski komunistyczna Polska okazała się wyjątkowo wredną macochą...


Przy ulicy Sybiraków natknąłem sie na pomnik marszałka Józefa Piłsudskiego (1867-1935). Wiem, że nie powinno dyskutować się nad estetyką i wizją rzeźbiarza, ale to, co popełnił projektant Ryszard Gryczko burzy moje poczucie estetyki i dobrego smaku. To po prostu jakiś koszmar z diabelskiego snu?... To smutne, że coś równie paskudnego drażniło moje oko. Dla piłsudczyka, za którego z całą świadomością uważam się, to było bardzo przykre doznanie artystyczne!

Zaskoczył mnie "Pomnik Tysiąclecia" Wiktora Szostało. Tym bardziej, że jak czytam na stosownych stronach odsłonięty w 2000 r. doczekał się... ciągu dalszego i w 2008 r. pojawiły się figury dwóch papieży: Jana Pawła II (Polaka) i Benedykta XVI (Niemca). Bo zamysł artystyczny był, aby monument przypominał o złożonych stosunkach polsko-niemieckich. Stąd nad symboliczną bramą, w której stoją Bolesław I Chrobry i cesarz Otto III, wzbija się gołąb.


Ubawiła mnie "wariacja" na temat... Kolosalne krzesła i instrumenty muzyczne. Mogę tylko żałować, że byłem sam i nikt nie uwiecznił moich 191 cm na tle tych"wielkoludów"!

Smakowanie Bydgoszczy (9) - bydgoskie murale... - Szwederowo ul.Nowodworska

$
0
0
Gdyby zapytać tzw. starego bydgoszczanina, jaka dzielnica jest najbardziej... bydgoska pewnie odpowiedziałby:  S Z W E D E R O W O . Historycy sprzeczają się, co do etymologii tej nazwy. Hipoteza, która zyskuje największą liczbą zwolenników wiąże się z zajmowaniem miasta przez Szwedów w czasie pamiętnego "potopu" (1655-1660). Nie mamy wątpliwości, skąd nadciągały wojska najeźdźców, starczy zerknąć na znaną rycinę Erika Dahlberga z 1657 r. Bydgoszcz wielokrotnie przechodziła wtedy z rąk do rąk! Triumfy święcił tu wtedy m. in. Stefan Czarniecki. Niestety, zdobywanie Bydgoszczy przez wojska Karola X Gustawa doprowadziło miasto do ruiny. Z upadku długo nie mogło się podnieść. Ponowny rozwój i rozkwit nastąpił (o! zgrozo) dopiero pod pruskim zaborem?...

100 lat temu Bydgoszcz / Bromberg było miastem niemieckim. Nie będę szukał liczb bezwzględnych. Przyjmuje się, że Polacy nad Brdą (niem. Brahe) stanowili jakieś 20-30% mieszkańców? I to oni zamieszkiwali głównie dzielnicę Szwederowo! Całe śródmieście "małego Berlina"było zdominowane przez Niemców i niewielką mniejszość żydowską.


Jesteśmy u zbiegu ulicy Nowodworskiej. W czasach cesarskich nazywała się dokładnie... tak samo? Tylko brzmiało to: Neuhöfferstraße.To tu zamieszkali moi pradziadkowie, kiedy po opuszczeniu rodzimej Wielkopolski i krótkim pobycie w Inowrocławiu /niem. Inowrazlaw . To przy tej ulicy pod numerem 4 urodził się 24 kwietnia 1910 r. mój dziadek! Można to sprawdzić zerkając do książki adresowej miasta Bydgoszczy (niem. "Adresbuch") za 1910 r. na stronę 301. Pierwotnie (w latach 1907-1909?) rodzina zamieszkała przySchwedenbergstraße 87/88.Prawdopodobnie chodzi o obecną ul. Podgórną? 
Mural, na którego"wpadłem" zupełnie przypadkowo... zaskoczył mnie! Śmiem twierdzić, że powstał zupełnie niedawno? Ostatnio byłem w tej okolicy w czasie matur, a więc w maju i nie zwróciłbym uwagi na taką, piękną kolorowość? W końcu, to nie ja zdawałem w II LO maturę, więc nie mogło mi odebrać rozumu i spostrzegawczości!...


Jest coś w tym fresku z... Makowskiego? Ożywił kamienicę i całe skrzyżowanie. Nie ukrywam, że specjalnie pojechałem w ten rejon, aby zrobić tych kilak zdjęć. Dopiero potem ruszyłem na Wzgórze Dąbrowskiego, ale o tym innym razem...



To pięknie, że graficzna wizja, dla mnie anonimowego Twórcy, rozsłonecznia ponure ściany, stare gmachy. Szwederowo w swym najstarszym urbanistycznym zachowaniu, to naprawdę relikt przeszłości. Tu przetrwały fragmenty Bydgoszczy, jaką pamiętaliby moi pradziadkowie i ich synowie (Franek, Wacek, Piotrek, Maks i Staś). Tu znajdziemy prawdziwe kocie łby. Ducha dawnych czasów burzą bloki, które wdarły się tu przed laty. Ale taka jest cena postępu. Na szczęście, to i owo przetrwało w nienaruszonym stanie. Chyba nie przesadzę porównując tą bydgoską dzielnicę z warszawską Pragą? Z całym bagażem powiązań (dobrych i złych)...


Naprawdę warto wdrapać się Podgórną i dotrzeć do domu, który stoi na skrzyżowaniu z Nowodworską. Tym bardziej, że dzieło przyciąga świeżością barw, kolorów. Mam cichą nadzieję, że długo będzie bawiło oko przechodnia i nie padnie ofiarą spreju jakiegoś niewydarzonego pseudoartysty, a właściwie bezdusznego wandala!

Przeczytania... (6) - Jarosław Iwaszkiewicz "Książka moich wspomnień"

$
0
0
 Jarosław Iwaszkiewicz "Książka moich wspomnień" należy do gatunku tych, które muszą posiadać wszyscy miłośnicy południowych Kresów - tych z Podola i Kijowszczyzny. Sięgnąć po nią musi i miłośnik literatury, i muzyki. Spotka tu tak wiele sław pióra, pędzla i pięciolinii, że ujmą by było gdybym przez swoją nieuwagę pominął czyjeś nazwisko. Oczywiście świat i widziany, i współtworzony przez NIEGO - Jarosława Iwaszkiewicza. Raczej się nie zawiedzie. No, jeśli ktoś nie lubi takiej wspomnieniowej literatury, to po prostu omija ją dalekim łukiem i na pewno po "Książkę moich wspomnień" nie sięgnie.

Chyba nikogo nie zaskoczę swoim  w y b o r e m  tematyki podczytanej z Mistrza Jarosława? Setność rocznicy wybuchu (i biegu do 11 listopada 1918 r.) Wielkiej Wojny podpowiada mi: "wejdź w ten świat", "sprawdź, co pisarz robił między 1914, a 1918 r.", "dlaczego nie służył JIM Mikołajowi II?". Odpowiedzi na te i inne pytania na pewno znajdziemy w rozdziale VII pt. "Inne burze". Zachodzę tylko w głowę po co"otwiera"go zdjęcie Jarosława Iwaszkiewicza żołnierza-wolnej Polski, albo tej wojującej od listopada AD 1918?... Myślałby kto, że w takim mundurze "po Sarajewie" wplątało go w "burzę"?... Nigdy nie zrozumiem logiki wydawców, a może po prostu ich historycznej ignorancji i niechlujstwa?
"Lato 1914 roku było niezwykle piękne na Ukrainie" - zaczyna snuć swoje wspomnienie. Mam pewne skojarzenie z... Sienkiewiczem i jego duchem?... W końcu wzrastał w okolicach, w których działo się... Kiedy nadeszło "tamte lato" Jarosław Iwaszkiewicz, młodzian wówczas lat 20-tu (ur. 20 lutego 1894 r.), "krążył"między dworami i pałacami jako... korepetytor, udzielał lekcji dzieciom zamożniejszej szlachty i magnaterii! Znajdziemy tu m. in. opis pałacu Branickich w Stawiszczach (wcześniej bywał m. in. w Hajworonie u Rzewuskich - robią wrażenie już same barwy tych nazwisk, a pikanterii dodaje, że w pałacu wisiał również portret samego Balzaka, "...o którym Leons Rzewuski mówił mój wuj!") i panujących zwyczajów. To dopiero bezcenność! Świata, który widział już nie ma. Nie dość na tym: rozsypał się w pożodze okrucieństwa bolszewickich hord. O czym zresztą jest w rozdziale VII!
"Trudno jest opisać atmosferę sierpnia 1914 roku w na pół feudalnym środowisku, gdzie się wierzyło nieodparcie, że wszystko jest raz na zawsze ustabilizowane. Sama mobilizacja ludzie i koni do tego stopnia przewróciły tryb życia, że po prostu zdawało się, iż świat się wali" - czytamy dalej. Ale czy owa "burza"zmasakrowała spokój miejsc, w których Pisarz przebywał? "A mimo to toczyło się życie w dalszym ciągu na poły normalnie". Sam przyznał po chwili, że wieść o wypowiedzeniu wojny przez Austro-Węgry Rosji, kiedy Grał w tenisa!
Nagle w uporządkowany świat szlachecko-magnacki wdarło się dziwne słowo? "Wojna! - dziwne i niezrozumiałe słowo wstrząsnęło wtedy całym naszym jestestwem. I przypominam sobie moje nieprawdopodobne zdziwienie, przerażenia, zdumienie, że to zjawisko jeszcze istnieje". Kolejne zdanie pozwalam sobie szczególnie tu odznaczyć: "...NIE ZDAWALIŚMY SOBIE SPRAWY, IŻ KAŻDY CZŁOWIEK ŻYJE W HISTORII". Nie mógł wiedzieć, że za chwile ten świat bezpowrotnie przeminie!...
Szybko odnajdujemy odpowiedź na pytanie "dlaczego nie powołano Jarosława Iwaszkiewicza / Ярославa Ивашкевичa?":"Szczęśliwym trafem, przechodząc co roku z kursu na kurs prawa [Uniwersytetu w Kijowie - przyp. K.N.], zawsze znajdowałem się w tym roczniku, który był wolny od wojskowości i któremu mobilizacje odraczano (...)". 
W 1915 r. był cały czas w Stawiszczu:"...atmosfera pozostawała bez zmian. Dołączył się tutaj tylko element uchodźców z Królestwa". Wojna inaczej odbiła się na stabilnej sytuacji studenta-korepetytora: w związku z "...wielkim przesunięciem frontu niemieckiego [jesienią 1915 r. - przyp. K.N.] na wschód i stopniową ewakuacją wszelkich ważniejszych instytucji z Ukrainy na Sybir i nad Wołgę. Uniwersytet Kijowski wysłany został do Saratowa". W styczniu 1916 r. musiał porzucić swoje obowiązki względem rodziny i korepetytantów i wyruszył do miejsce czasowego pobytu swej macierzystej uczelni.
Wart odnotowania jest fakt powrotu i wizyty w Kijowie. Iwaszkiewicz spotkał się ze swym kuzynem Karolem Szymanowskim (1882-1937)."...nikt się nie interesował pierwszymi próbami mojej twórczości, dopóki nie zwróciłem się z tym do Karola"- nie tylko, że przed starszym krewnym ujawnił swe pierwsze utwory, ale też doszło do spotkania: "...w tym samym czasie poznałem w domu Szymanowskich wysokiego młodzieńca w mundurze oficera gwardii rosyjskiej, powiedział Karol, przedstawiając mnie jemu: To jest mój kuzyn Jarosław Iwaszkiewicz, poeta, a to pan Stanisław Ignacy Witkiewicz". Za kilka lat "Witkacy" (1885-1939) będzie portretował Jarosława i jego zonę Annę...


O wdzięczności dla kuzyna-kompozytora znajdziemy również kilka stron dalej: "Nic tez dziwnego, że kiedy w tej pustyni spotkałem kogoś, kto sie naprawdę zainteresował moją twórczością literacką, kto pierwszą większą rzecz napisaną przeze mnie potraktował od razu na serio, kto nagle otoczył moja osobę nawet szacunkiem należnym prawdziwemu artyście - stało się to dla mnie momentem przełomowym. Tym kimś, oczywiście, był Karol Szymanowski". 
Ale  "burza" już nadciągała! "Na jesieni tegoż roku [1917 - przyp. K.N.] poczęto burzyć ośrodki kultury polskiej na Ukrainie. Ze wszystkich stron nadchodziły setki wieści: Tymoszówka Szymanowskich, Ryżawka Iwańskich, Hajworon Rzewuskich padały pod niszczycielską ręką. Fortepian Szymanowskiego spoczął w stawie, portret Balzaka u Rzewuskich spalono (...)". Szło nowe? Okrutne! Bolszewickie! Ukraina miała spłynąć krwią pobratymców!"Dwory rozbijały oddziały zorganizowane nie z ludzi miejscowych. Ci siedzieli cicho i czekali tylko przyjścia obcych, aby rozpocząć rabunek". Hiobowe wieści docierały z każdej strony. Jak straszne musi być opuszczać, ba! uciekać z miejsca urodzenia (moi wileńscy krewni doświadczyli tego w czasie obu światowych wojen!) : "Po paru dniach jednak tego spokojnego życia ziemia zaczynała się się nam palić pod nogami, rabunki sie zbliżały, trzeba było jechać. (...) We dworze Świeykowskich żegnaliśmy olbrzymie masy książek, zgromadzonych tu przez lata, piękne portrety (...). Wszystko to miało spłonąć"
Dla Jarosława Iwaszkiewicza rozpoczął się czas przedzierania do obleganego przez bolszewików Kijowa! Miasto padło ofiarą bezlitosnego bombardowania: "Powybijane okna i szyby czerniały w pustych oknach. Ludność jak gdyby kto wymiótł i wszystko wyglądało jak po potopie". Wkrótce przyjdzie opuścić Kijów, bardziej wtedy rodzinny niż Kraków czy Warszawa i przedzierać się ku dawnej stolicy... Zaciągnął sie do III Korpusu Polskiego, który formowano w Winnicy. Niewiele brakowało, a byłaby to ostatnia tułaczka. Jarosław Iwaszkiewicz dostał się w ręce zrewoltowanego chłopstwa! Uwolnienie przyszło ze strony... austriackiej? Jakiś czas potem poznał pewnego polskiego oficera, kawalerzystę - nazywał się Józef Bek (Beck)...
Viewing all 2227 articles
Browse latest View live